|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Anna Z
gaduła.
Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 174 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:47, 13 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Piękne, wzruszające opowiadanie. Jak zawsze. Dzięki!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
gość
gaduła.
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 3183
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:23, 13 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Aniu, pięknie... Dziękuję!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ania
- poziom 5.
Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:20, 29 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Część 125
tak mało trzeba nam
i dużo tak...
Nadszedł kolejny grudniowy poranek. Kolejny, lecz zupełnie inny niż kilka poprzednich. Dopiero dzwoniący po raz trzeci budzik przypomniał Latoszkom, że urlop już się skończył i czas wrócić do pracy.
- Śpij, śpij - rzekł Witek ciepło do żony, która otworzyła tylko jedno oko, by sprawdzić, czy już wstaje.
- To trzeba mnie było nie budzić! - przeciągnęła się leniwie.
- Taa... To nie ja, to on! - wskazał na stojący na szafce zegar i oboje się roześmiali. - Chcesz kawy? - zapytał.
- Tak, poproszę. - usiadła na łóżku. - To nastaw wodę, a ja potem zrobię. Mnie tam dziś się aż tak nie spieszy - zaczęła się z nim droczyć.
- Bardzo zabawne, naprawdę! - podsumował wesołym tonem, przechodząc z kuchni do łazienki. Nim woda się zagotowała, kobieta przygotowała też parę kanapek. Potem uśmiechnięta usiadła przy stole, a pięć minut później dołączył do niej Latoszek. Przegadując się wzajemnie, zjedli szybkie śniadanie.
- O nie! Zaraz muszę iść... - żalił się.
- Oj, biedaku! Zmęczył cię ten urlop, co? - zachichotała.
- Tak, tak! - musnął ją w policzek przed wyjściem. - Pa!
- Pa! - pokręciła radośnie głową. Lubiła zaczynać tak dzień. Lubiła te wspólne zwykłe - niezwykłe chwile. Dopiła kawę i rozejrzała się po mieszkaniu, po czym zabrała się za porządki. Nie było tego dużo, więc szybko skończyła. Wciąż szukała sobie nowych zajęć, jednak czas zdawał się stanąć w miejscu. Usiadła więc wygodnie w fotelu z pilotem od telewizora w dłoni. Przełączała kanały, nie szukając niczego konkretnego. Chciała po prostu zagłuszyć trwającą ciszę i towarzyszące jej własne myśli. Zaczynało jej brakować tego ciągłego gwaru ostatnich dni. Tego, że ciągle coś się działo. A nawet, gdy choć na moment zapanował spokój, zaraz pojawiał się Adaś. "No właśnie, Adaś..." - powtórzyła. Zatonęła nie tylko we wspomnieniach, ale i marzeniach... Z rozmyślań wyrwało ją bicie zegara wiszącego na ścianie. Dostali go od mamy Witka na ostatnie święta wraz z życzeniami, by odmierzał im tylko szczęśliwe godziny. Wsłuchując się w ten dźwięk, poszła po płaszcz i torebkę.
Zaraz po przyjściu do szpitala, udała się do pokoju lekarskiego. Nikogo w nim jednak nie zastała. Już miała wychodzić, gdy usłyszała znajome:
- No masz! Nieładnie, niegrzeczna.
i dlatego spojrzała z uśmiechem w stronę drzwi.
- Najpierw mi mówi, że nie musi się spieszyć, a teraz zjawia się ponad dwie godziny za wcześnie - dokończył mężczyzna z typową dla siebie przekorą, przeglądając położone na biurku dokumenty.
- A to może zegar nam się w domu spieszy - odparła tym samym tonem.
- Zegar, powiadasz. - bacznie ją obserwował, dlatego postanowiła zmienić temat:
- No to może obiad mi zaproponujesz?
- Może - skwitował. - Niestety zaraz muszę wracać na oddział. Wpadłem tylko po te papiery. To może tak za godzinę?
- Za godzinę, powiadasz. Może być i za godzinę - rzekła rozbawiona jego miną.
- Aa, Edyta o ciebie pytała - poinformował.
- Dobra, dzięki. Poszukam jej - odparła i razem wyszli. Witek skierował się do sali pacjenta, natomiast Lena do Edyty. Okazało się, że ta ma akurat przerwę pomiędzy kolejnymi operacjami. Dlatego też czas pozostały do dyżuru pani Latoszek spędziła w bufecie: najpierw na rozmowie z Kuszyńską i Moniką, a potem tam zjadła obiad z mężem.
Uwadze Latoszka nie umknęło, że od powrotu z Anglii Lenę wciąż coś trapiło; że myślami jest zupełnie gdzie indziej. Wiedział, że ma to poniekąd związek z nadchodzącymi badaniami kontrolnymi. Przypuszczał także, jaki jest inny powód tego stanu. Następnego dnia oboje mieli wolne, a w domu widział to jeszcze wyraźniej.
- Co się dzieje? - zajął miejsce obok niej na kanapie. - Przecież wiesz, że będzie dobrze - zapewnił ciepło.
- Wiem, wiem... - rozjaśniła się. Czuła na sobie jego przenikliwy wzrok. Wpatrywała się w jego ciemne oczy, w których odnajdywała zrozumienie, pociechę, ale i cień smutku.
- Mogliśmy chyba tam jednak nie jechać. Może wtedy... - przerwał trwającą ciszę, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że wypowiedział te słowa głośno. Z jednej strony żałował, iż w porę nie ugryzł się w język, zaś z drugiej - zbyt już mu to ciążyło. Kiedy dostrzegł jej gorzki uśmiech, zrozumiał, że sam wpadł w to, co wielokrotnie jej odradzał: może byłoby lepiej, gdyby jednak nie... - Przepraszam - powiedział bezradnie do siedzącej obok kobiety.
- Nie ma za co - szepnęła, wtulając się w niego. On zaś gładził ją delikatnie po włosach. Był zły sam na siebie, że nie udało mu się jej przed tym ustrzec. Jej smutek i zaduma zawsze mu się udzielały, podobnie zresztą jak radość.
Na badania jak zwykle pojechała sama. Choć tego nie lubił, pozwalał jej na to. Niechętnie, ale zgadzał się, skoro tak właśnie wolała. Nie chciał jej przysparzać dodatkowych zmartwień. Myślami był z nią. Nie przestawał zerkać wyczekująco na telefon. Tak bardzo pragnął, by już zadzwoniła; by wszystko okazało się być w porządku.
- Odezwij się wreszcie... - poprosił cicho. W tym samym momencie Lena wyszła z gabinetu pani profesor. Odetchnęła głęboko i ukryła twarz w dłoniach.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anna Z
gaduła.
Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 174 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:50, 29 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Ale zawieszenie! Dzięki Aniu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ania
- poziom 5.
Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 18:40, 30 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Część 126
dziś tego potrzebuję...
W tym samym momencie Lena wyszła z gabinetu pani profesor. Odetchnęła głęboko i ukryła twarz w dłoniach. Siedziała tak chwilę, po czym otarła napływające jej do oczu łzy i oparła głowę o ścianę. Sama siebie nie rozumiała: powinna być szczęśliwa, jednak pewne myśli nie pozwalały jej się cieszyć całkowicie. Wyjęła telefon z torebki, a następnie obracała go nerwowo w ręce. Tak bardzo chciała zadzwonić do Witka, lecz nie wiedziała, co i jak mu powiedzieć. Postanowiła najpierw chwilę ochłonąć, więc wyszła z budynku.
Zniecierpliwiony, ale i coraz bardziej przerażony Latoszek zdecydował się sam zatelefonować. Z każdym sygnałem jego niepokój narastał. Wreszcie odebrała:
- No i co? Co jest? Jak się czujesz? - zadawał pytania z prędkością światła.
- Dobrze, wszystko w porządku - odparła. - Naprawdę - dodała, zdając sobie sprawę, jak brzmi jej głos.
- Dobrze... To dobrze. Gdzie jesteś? - rzekł wcale nie spokojniejszy.
- W parku; pospaceruję trochę i jadę do domu - odparła.
- No dobra, ja tak za dwie godziny będę. Na pewno wszystko ok? - wolał się upewnić.
- Na pewno - poinformowała, a wtedy usłyszała w odpowiedzi:
- Taa... Nie wierzę ci!
W jej smutnych dotąd oczach błysnęły radosne iskierki. Ta krótka wymiana zdań pozwoliła jej wreszcie nieco odreagować i rozładowała wciąż narastające napięcie. Napięcie, które udzielało się Witkowi, nadal próbującemu dociec, o co chodzi:
- No i co?
- Co co? No nic, nic... To widzimy się w domu - skwitowała trochę wykrętnie, trochę zaś dając mu do zrozumienia, że wtedy właśnie porozmawiają. - Nie martw się - dodała.
- Tak, tak. Dobra, pa - podsumował, nim się rozłączyła. Choć przychodziło mu to z trudem, zajął się pracą.
Weszła do mieszkania kilka minut przed Latoszkiem. Miała bowiem nadzieję, iż dłuższa przechadzka uwolni ją od natłoku myśli. Stało się jednak wręcz przeciwnie, co też mężczyzna od razu zauważył. Początkowo postanowił nie drążyć. Udał, że wystarczają mu jej zdawkowe odpowiedzi i lakoniczne informacje, przekazane zaraz po powrocie do domu. Nie potrafił wytrzymać tego napięcia, więc w końcu, po zjedzonym obiedzie, odezwał się miękko:
- No to opowiadaj, co się dzieje.
- Nic się nie dzieje. Przecież mówiłam ci już, że wszystko w jak najlepszym porządku; nie ma powodów do niepokoju. - uśmiechnęła się lekko.
- Taa, nic... Przecież widzę. Co jest? - usiadł obok niej.
- Nic! Ile razy mam powtarzać?! O co ci chodzi? - czuła wzbierającą złość. Mężczyzna spojrzał na nią wyraźnie zbity z tropu:
- Po prostu myślałem...
- To nie myśl! - wykrzyknęła rozdrażniona. - I zrób coś, żebym ja nie myślała... - dodała ciszej, a wtedy Witek uspokajająco dotknął jej ramienia. Starał się zrozumieć jej zachowanie, lecz przychodziło mu to z coraz większym trudem. Wreszcie wydusił:
- O co mi chodzi? To chyba jasne... O ciebie mi chodzi. Dlatego chciałem się dowiedzieć, co się stało. Ale skoro wszystko ok, to jeszcze lepiej...
- No właśnie, wszystko ok... - stwierdziła ponownie, podczas gdy mąż nie spuszczał z niej wzroku. - Wyniki ok, hormony mam dalej przyjmować...
- No i dobrze. Od początku wiedzieliśmy, że ta kuracja potrwa - zauważył najłagodniej jak umiał.
- Wiem! Dziecka też nadal nie możemy planować. Wszystko ok... - głos jej się łamał. Latoszek zmarszczył czoło: rozmawiali przecież na ten temat wielokrotnie.
- O tym też wiedzieliśmy... - wtrącił, już po chwili żałując wypowiedzianych słów.
- Wiem, wiem, wiem! - nie umiała już dłużej ukrywać tłumionych w sobie emocji. - Ale czasem wolałabym nie wiedzieć. Albo nie czuć... - urwała.
- Posłuchaj... - zamilkł bezradnie, próbując zebrać myśli. Zastanawiał się, co ma powiedzieć. W głowie kotłowały mu się przeróżne stwierdzenia, jednak żadne z nich nie wydawało się być odpowiednie. Wiele z nich było oczywistych dla nich obojga, tak przynajmniej sądził jeszcze przed minutą.
- Nie masz pojęcia, jak to wyjaśnić? To dokładnie tak jak ja! - zaśmiała się gorzko, a Witek przyglądał się jej zdezorientowany:
- Bo tu nie ma już chyba co wyjaśniać...
- Nie ma? Jak nie ma, to nie ma... - wzruszyła ramionami. - Zostaw mnie samą.
- Lena... - zaczął spokojnie, hamując się, by nie podnieść głosu.
- Proszę - szepnęła.
- Ok, ok... - wyszedł z pokoju. Nie był pewien, czy postąpił właściwie. Nauczony doświadczeniem wiedział, że potrzebowała niekiedy pobyć sama. Nigdy nie chciał tego robić, ale wielokrotnie przekonał się, że tak jest lepiej, a naciskając, może odnieść zgoła odmienny skutek. Dlatego po kwadransie wahania oraz bicia się z własnymi myślami wrócił do pomieszczenia.
- Obiecałem ojcu Mateuszowi, że dziś przyjadę - zakomunikował.
- A tak, pamiętam. Jedź... - unikała jego spojrzenia.
- Tak, tak. No to jadę... - zarzucił torbę na ramię. - Jakbyś chciała, to wiesz... - mówił dalej ciepło.
- Wiem, wiem... - wysiliła się na uśmiech.
- No... To pa... - pocałował ją w czubek głowy.
- Pa. Witek! - zawołała, gdy miał już wychodzić.
- No? - odwrócił się.
- Daj znać, jak będziesz na miejscu. - rozjaśniła się nieco.
- Jasne! Pa! - odparł. Odprowadziła go wzrokiem aż do wyjścia. Gdy zamknął drzwi, przestała panować nad łzami napływającymi jej do oczu. Rozpłakała się - z bezradności, ze złości: na niego, na siebie i na los.
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anna Z
gaduła.
Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 174 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:20, 30 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Ależ to się czyta! jestem pod wrażeniem! Dzięki Aniu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zygus
- poziom 2.
Dołączył: 05 Wrz 2009
Posty: 1250
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Nie 23:30, 30 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
O tak! Świetnie się czyta! Dziękuje Aniu i czekam na kolejną część.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ania
- poziom 5.
Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:35, 14 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Część 127
love is all around
Gwałtowny płacz przynosił jej ukojenie. Potrzebowała to z siebie wyrzucić: obawy, niezrealizowane marzenia, tłumiony żal oraz wiele innych emocji, których sama do końca nie potrafiła zdefiniować. One po prostu mocno w niej tkwiły, za mocno. Uspokoiwszy się nieco, rozejrzała się wkoło. Próbowała choć na moment zająć myśli czymś innym. Udało jej się to, gdy zerknęła na szafkę - dopiero teraz zwróciła uwagę na znajdujący się tam kubek. Nie przeszkadzało jej zupełnie, że herbata była już zimna, a słodycz miodu mieszała się ze słonym smakiem łez. Na bladej twarzy pojawił się wreszcie lekki uśmiech. Ostatnie łyki wypiła w drodze do kuchni, gdzie nalała wody do czajnika i postawiła go na kuchence. Sama zaś oparła się o blat stołu, po czym utkwiła wzrok w zawieszonym naprzeciwko dziecięcym rysunku. Rozjaśniła się na samo wspomnienie tamtych chwil. Doskonale pamiętała tę minę Adasia przy malowaniu i wręczaniu im tego obrazka, wspólne zabawy i spacery. Pamiętała czytającego mu Witka. "No właśnie, Witek..." - powiedziała do siebie, gładząc trzymany wciąż w rękach kubek. Kilka minut później zanurzyła się w fotelu i dalszych rozmyślaniach. Przypominała sobie wiele spojrzeń, rozmów... Miała przed oczami jego zadowoloną twarz, kiedy spędzali czas z Adasiem, Amelką, Krzysiem czy Hanią. Po raz kolejny uświadamiała sobie, jak wiele to dla niej znaczy: że ją rozumie, a wypowiadane słowa i zapewnienia nie są puste. "Nie, nie, to nie całkiem tak" - zaśmiała się gorzko, dochodząc w myślach do wniosku, iż jest jej lżej dzięki temu, że jemu też jest z tym ciężko. Nie cieszyła się z jego rozterek, lecz dzięki tej świadomości łatwiej przychodziło się jej z tym mierzyć. Była przekonana o prawdziwości jego słów i czynów, przez co umiała zaakceptować jego sprzeciw. Popijając herbatę, zerknęła na komórkę, by zobaczyć otrzymaną właśnie wiadomość. Jak się okazało, była to informacja od Latoszka, że jest już na miejscu. Odetchnęła więc z ulgą i wybrała znany na pamięć numer. Rozłączyła się po dwóch krótkich sygnałach, chcąc jedynie potwierdzić odczytanie i tym samym go uspokoić. Podczas odkładania telefonu na półkę zaczęła przyglądać się stojącym na niej przedmiotom. Sięgnęła pamięcią do chwil sprzed roku, kiedy to przeprowadzili się tutaj. Pamiętała, z jaką radością urządzali te wnętrza; jak długo wybierała ich wspólne zdjęcie, które wstawili do trzymanej właśnie w ręku ramki, gdyż każde wydawało jej się być najpiękniejsze. W głowie miała teraz tysiące myśli. Spojrzała z zadumą przed siebie.
Tymczasem Witek zajmował się pacjentami, co pozwoliło mu, przynajmniej częściowo, skupić się na czymś innym. Kiedy skończył, wyszedł przed budynek. Oparty o balustradę wpatrywał się w zachmurzone niebo. Pewne myśli wracały jeszcze intensywniej - zwłaszcza tutaj, zwłaszcza dziś... Nagle usłyszał za sobą czyjeś kroki. Nie odwrócił się; jednak gdy ten ktoś nie odezwał się ani słowem, sam przerwał trwające milczenie:
- Nie zapytasz, co się dzieje?
- Sądziłem, że nie chcesz, bym pytał. - ojciec Mateusz podszedł bliżej.
- Bo nie chcę - skwitował krótko Latoszek, choć wcześniej w jego głosie krył się lekki wyrzut. Po dłuższej chwili znów sam zaczął rozmowę i opowiedział o tym, co się zdarzyło. - Powinienem się przecież spodziewać, że tak będzie. Że się przywiąże do niego, przywiążemy... Może niepotrzebnie tam jechaliśmy, może powinienem wcześniej zareagować - podsumował.
- A może właśnie taka wizyta była wam potrzebna? Takie sprawdzenie się jako ciocia i wujek? Nie zawsze dostajemy to, czego byśmy chcieli. Czasem dostajemy, lecz w inny sposób - mówił ksiądz.
- Taa... To w końcu dobrze czy źle? - rzucił Witek chłodno.
- Nie wszystko jest czarne albo białe - wyjaśnił ojciec Mateusz, na co stojący obok mężczyzna założył ręce i zmarszczył brwi w zamyśleniu. - Jesteś lekarzem... - zwrócił się do niego ponownie, a ten mruknął tylko:
- Podobno.
- Słyszałeś więc na pewno, że podobno gorzki lek najlepiej leczy. Nieraz właśnie to, co rani, co nie jest przyjemne czy smaczne, potrafi bardziej pomóc - stwierdził, zaś Latoszek pokiwał głową. Wtedy kontynuował: - To, że o czymś się nie mówi, nie znaczy, że tego nie ma. Właśnie takie niemówienie może nieraz bardzo zranić, chociaż mogłoby wydawać się inaczej.
- Czyli chciałem dobrze, a wyszło odwrotnie? Norma... - westchnął ciężko jego rozmówca. - Ale ja tylko chciałem ją przed tym chronić, żeby było jej łatwiej, żeby o tym nie myślała i nie cierpiała - wyjawił.
- Tak, to zrozumiałe - odparł ksiądz. - Tylko może czasem ona potrzebuje o tym pomyśleć.
- Tak, tak. Tylko skąd mam wiedzieć, kiedy tak, a kiedy nie? - spytał Witek ponurym tonem.
- Będziesz wiedział - zapewnił ojciec Mateusz, natomiast drugi z mężczyzn rzekł cicho:
- Żeby to było takie proste...
- Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo - zauważył ksiądz.
- No, jeśli to miało mnie pocieszyć, to ci się nie udało - zakomunikował Latoszek. Po chwili milczenia znów podjął temat: - Dobra, wiem o tym. Miałem jednak nadzieję, że teraz będzie już prościej, skoro już tyle przeszliśmy, skoro poradziliśmy juz sobie z tyloma rzeczami.
- Ale tak nie jest. Nie można uznać, że przeszło się jakiś etap, więc sprawa zamknięta, koniec. Ona może wrócić w najmniej spodziewanym momencie - tłumaczył ojciec Mateusz. - Ale jednocześnie jest tak, jak mówisz: że poradziliście już sobie w tylu sytuacjach, że razem - specjalnie zaakcentował to słowo - przejdziecie przez wszystko.
- No chyba jednak nie, skoro dzisiaj stało się, co się stało. - Witek spojrzał na niego z powątpiewaniem, dlatego zadał pytanie:
- Jesteś tego pewien?
- Aa, ok. Nie wszystko jest czarne albo białe - powiedział trochę przekornie.
- Czasem trzeba poruszyć bolesny temat, żeby sobie pomóc - oznajmił ksiądz.
- Po co rozdrapywać rany? - wtrącił Latoszek.
- Może po to, by mogły się w pełni zagoić? Może wtedy boli mniej? Może właśnie z tych powodów warto o tym mówić - oświadczył.
- Żeby się pokłócić? - spytał Witek nieco uszczypliwie.
- Nie, żeby porozmawiać. - ostatnie słowo ojciec Mateusz wypowiedział bardzo powoli. - Rozmowa na trudny temat nie musi oznaczać kłótni. Nawet jeśli ma się na ten temat różne poglądy. Nie chodzi to, kto ma rację i czy w ogóle ktoś ją ma.
- Może... - Latoszek zaczął się zastanawiać nad tym, co właśnie usłyszał. Przypomniał sobie, jak Lena powiedziała mu dziś, że wie. Wie, więc może rzeczywiście nie potrzebuje żadnych tłumaczeń? Ale jeśli nie tego, to czego? Co ma zrobić, by nie sprawiało jej to bólu? Jak jej pomóc? Jak? Wziął głęboki oddech, próbując zebrać myśli kłębiące mu się w głowie.
- Pamiętasz, że pomagałem kiedyś kobietom znajdującym się w trudnej sytuacji? - ksiądz przerwał na moment. Gdy mężczyzna przytaknął, mówił dalej: - Właśnie podczas rozmów z nimi, ale też z więźniami, chorymi i nie tylko dobitnie przekonałem się, iż każdy jest inny. Nie, nie porównuję tych dramatów. Każdy człowiek jest inny i każdy dramat jest inny. Każdy też przeżywa ten swój dramat inaczej. Trzeba mu na to pozwolić; być z nim i wysłuchać, ilekroć zajdzie taka potrzeba. Nieważne, który to już raz. Tu nie ma reguły.
Witek przyglądał mu się uważnie, analizując każde słowo.
- Wierzę, że sobie poradzisz, oboje sobie poradzicie. - ojciec Mateusz poklepał go po ramieniu i posłał mu serdeczny uśmiech, co dodało Latoszkowi otuchy. Zamienili ze sobą jeszcze kilka zdań, a potem ksiądz wszedł do środka. Witek natomiast został na zewnątrz. Obracał w dłoniach telefon, nie mogąc się zdecydować, czy zadzwonić czy nie. Dokładnie to samo robiła również Lena.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anna Z
gaduła.
Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 174 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:10, 14 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Ależ mądre historie piszesz. Szkoda, że scenarzyści nawet odrobinę się do takich klimatów nie zbliżają.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ania
- poziom 5.
Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:20, 25 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Część 128
Wierzę w nas, wierzę w każdą obietnicę.
Mamy czas...
Skończywszy rozmawiać przez telefon, Lena włożyła go do kieszeni lekarskiego kitla. Kiedy przeglądała wyniki swojej pacjentki, do pomieszczenia weszła Zosia.
- O, cześć! - Burska uśmiechnęła się serdecznie.
- Cześć. Kawy? - pani Latoszek uniosła lekko dzbanek.
- Tak, dzięki. Co za dzień... Wreszcie mam chwilę wolnego. A ty jak tam? - usiadła przy biurku naprzeciw przyjaciółki. Ta odparła:
- No właśnie zastanawiam się, co dolega mojej pacjentce. Niby wszystko w porządku, ale chyba jednak nie. Muszę zlecić dodatkowe badania.
- Mhm... - Zosia pokiwała głową. - Tylko ja o ciebie pytam - uściśliła.
"To w sumie podobnie..." - pomyślała Lena, po czym oznajmiła:
- Dobrze. Z moimi wynikami też.
- To świetnie! - ucieszyła się Zosia. - Wpadnijcie do nas. Może jutro? - zaproponowała. - Bo Witek już jutro będzie, tak?
- Tak. Miał wrócić jutro, ale dzwonił właśnie, że uda mu się przyjechać wcześniej - odpowiedziała druga z kobiet, po czym obie spojrzały na drzwi, w których pojawiła się Amelka:
- Cześć, mamo! Cześć, ciociu!
- Cześć, a co ty tu robisz? - spytała Burska.
- Oj, mamo - westchnęła dziewczynka. - Po prostu odpadły nam dwie ostatnie lekcje i nas zwolnili. A ja nie miałam klucza, bo nie wzięłam, bo Tomek miał mnie odebrać. Dzwoniłam do niego i on powiedział, żebym przyjechała tutaj, a on potem przyjedzie. A wy nie odbieraliście, dlatego nie mogliśmy wam dać znać. Ale nie martw się, podwiózł mnie tata koleżanki, bo ona tu mieszka niedaleko - opowiadała z prędkością światła i tak zaaferowana, że Zosia i Lena z trudem powstrzymywały śmiech. Wymieniły za to porozumiewawcze spojrzenia.
- Dobrze, dobrze; już rozumiem - skwitowała Burska. - Po prostu nie sprawdzałam jeszcze komórki - dodała, naśladując ton córki, która siadała właśnie na kanapie i kładła za nią plecak.
- Pytałaś już, czy ciocia i wujek przyjdą? - rzuciła matce badawcze spojrzenie.
- Tak; akurat ich zapraszałam, gdy weszłaś - odrzekła Zosia, a Lena wtrąciła:
- Tak, tak. Odwiedzimy was, ale nie wiem jeszcze, czy już jutro.
- Ale nie do nas! - oświadczyła Amelka. - To znaczy do nas też - poprawiła się. - Ale nie tylko. Jeszcze na lodowisko. - podeszła bliżej pani Latoszek. - Proszę, proszę, proszę! - spoglądała na nią wyczekująco.
- No nie wiem... - skwitowała kobieta niby żartem.
- Rodzice chcą iść, ale tylko popatrzeć, a nie jeździć. A tata powiedział, że jak przekonamy wujka i wejdzie na lód, to on też - wyjaśniła dziewczynka. - Proszę, proszę! - powtarzała, więc Lena stwierdziła wesoło:
- Zobaczę, co da się zrobić.
- Super, dziękuję! - oznajmiła uradowana Amelka. Po chwili jednak spoważniała:
- Ciociu, ale wy umiecie jeździć na łyżwach, prawda? Chociaż trochę?
- Nie bardzo - przyznała pani Latoszek.
- Trudno, najwyżej na początku będziecie się trzymali barierek. Tak jak mama i tata - podsumowała, na co obie kobiety roześmiały się.
- Nic się nie martw. Najwyżej będę do końca życia słyszała od wujka, że jak mogłam go do tego namówić. - Lena rozjaśniła się. Po raz kolejny zerknęła na tryskającą szczęściem i energią dziewczynkę.
- Dobra, dobra. Wystarczy tego wymądrzania się - zwróciła się Zosia do córki. - Mam jeszcze trochę czasu do kolejnej operacji, tata powinien zaraz skończyć. Zdążymy jeszcze zjeść obiad - kontynuowała, na co Amelka przytaknęła. Udały się zatem do bufetu, natomiast Lena na oddział. Obiecała potem do nich dołączyć.
Pięć godzin później ponownie była w pokoju lekarskim. Tym razem jednak szykowała się do wyjścia; zmęczona nie tylko kończącym się dyżurem, ale również dlatego, że w nocy prawie nie spała. Westchnęła ciężko, spoglądając na komórkę. "Taa... I znowu się będę tak długo zastanawiała, że w końcu zadzwonię rano..." - zganiła samą siebie. Nim zdążyła wybrać znany na pamięć numer, pojawił się on na wyświetlaczu telefonu. Uśmiechnęła się szeroko. - Cześć. A ja właśnie... Gdzie jesteś? Nie, nie. Zaraz jestem. - mówiła, zakładając płaszcz. Po kilku minutach była już przed budynkiem.
- Wreszcie... Ileż można czekać?! - usłyszała na powitanie, co ją uspokoiło. Ten głos zawsze działał na nią kojąco: pełen przekory i żartu, jednocześnie tak ciepły i łagodny.
- Mogłabym powiedzieć to samo. - zachichotała, podczas gdy Witek całował ją w policzek.
- Tak, tak - spuentował mężczyzna swoim zwyczajem. - No to co: jedziemy do domu czy może jeszcze najpierw jakiś spacer?
- A nie jest już czasem za późno na spacer? - uniosła brwi.
- Podobno nigdy nie jest za późno - zauważył miękko. Odpowiedziała mu uśmiechem, powtarzając w myślach: "No właśnie, nigdy nie jest za późno...". Dzień się jeszcze nie kończył. Nic się jeszcze nie kończyło. Może dopiero zaczynało?
Podczas spaceru po pobliskim parku Lena zapytała niespodziewanie:
- Dlaczego wcześniej tu nie przychodziliśmy?
- Może nie mieliśmy czasu? - Latoszek przyglądał się jej uważnie.
- A teraz mamy? - zatrzymała się.
- To pytanie czy stwierdzenie? - drążył.
- Ty mi powiedz - poprosiła cicho.
- Przecież wiesz... - patrzył jej prosto w oczy.
- Wolę to usłyszeć od ciebie - przyznała. Wtedy Witek nachylił się lekko, zbliżając swoją twarz do jej twarzy:
- Stwierdzenie. I zapamiętaj to raz na zawsze: mamy czas. Mamy dużo czasu.
Uśmiechnęli się do siebie, a Lenie powrócił wewnętrzny spokój. Dzięki szczerości i tej pewności w jego głosie potrafiła w to uwierzyć.
Przeszli się jeszcze paroma alejkami, po czym wrócili do mieszkania. Kiedy wysiadali z samochodu, podziękowała mu.
- Nie ma za co. I tak jechałem w tę stronę - zaśmiał się.
- Tak, ale ja dziękuję ci nie tylko za to. Także za to, że pozwoliłeś mi pobyć samej - podkreśliła.
- Nie ma za co. Jeśli to tylko ma ci pomóc, to mogę się poświęcić - zadeklarował pół żartem, pół serio.
- O i właśnie: za to też - poinformowała radośnie. - I za herbatę. - wyciągnęła z torebki klucz do domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
theonlywild
- bywalec.
Dołączył: 02 Kwi 2014
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Białystok
|
Wysłany: Sob 22:04, 02 Maj 2015 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
może akurat komuś przypadną do gustu, ale czekam też na ostrą krytykę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anna Z
gaduła.
Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 174 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:33, 02 Maj 2015 Temat postu: |
|
|
Fajnie piszesz, szczególnie o emocjach. Chętnie będę czytać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ania
- poziom 5.
Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:30, 29 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Już ponad pół roku miałam napisaną większość tego opowiadania. Z jednej strony nie potrafiłam się za nie zabrać i dokończyć, a z drugiej strony nie potrafiłam tego "tak" skończyć. Koniec końców, dziś dopisałam resztę. Kolejna część jutro lub pojutrze. Sama nie wiem, ile ich jeszcze będzie. Kilka na pewno, bo chcę chociaż jakoś podsumować i zakończyć tę pisaną już od 5 lat historię.
Część 129
ja znalazłem w twoich oczach
to, co kocham tak do dziś...
- O nie, nie, nie! Nie ma mowy! - zaprotestował Latoszek, gdy niedługo po wejściu do domu Lena opowiedziała mu o prośbie Amelki.
- Ale dlaczego nie? - zachichotała.
- A widziałaś mnie kiedyś na łyżwach? - oparł się o fotel, w którym siedziała.
- Nie - odparła.
- No więc właśnie - skwitował.
- No więc właśnie... - przedrzeźniała go. - Może czas to zmienić - dokończyła ze śmiechem. - Wiedziałam, że tak będzie.
- No co ty?! - rzekł wesoło z udawanym zaskoczeniem.
- Ale o nartach z Edytą i Bogdanem pamiętasz? - spytała po chwili. - Zgodziłeś się, kiedy z nimi rozmawialiśmy. Już im obiecaliśmy - przypomniała, kiedy na jego twarzy nadal malowało się udawane zdziwienie.
- Tak, tak - potwierdził. - Po Nowym Roku jakoś, nie? Nie jestem tylko pewien, czy mi zdążą do tego czasu zdjąć gips po łyżwach - kontynuował.
- Tak źle to pewnie nie będzie. - uśmiechnęła się, podczas gdy Witek przyglądał jej się uważnie. Cieszyły go jej roziskrzone oczy, w których znów gościły radość i nadzieja. - A w razie czego mamy wkoło tylu świetnych chirurgów - zauważyła, zaś mężczyzna przytaknął.
- Z jednym to zamierzam nawet trochę wcześniej pogadać - oznajmił. - Z Kubą oczywiście. Ten to wymyślił. - potrząsnął ciemną czupryną.
- No popatrz, a właśnie pytał dziś o ciebie. Zresztą Zosia też. Zapraszali nas do siebie, mówiłam ci. - uniosła brwi.
- Mówiłaś, mówiłaś - potwierdził. - Posłuchaj... - pogładził ją delikatnie po włosach.
- No? - podniosła głowę do góry, spoglądając mu prosto w oczy. On zaś przyglądał się jej w milczeniu. Przygotowywał się, by powiedzieć to, o czym myślał intensywnie podczas pobytu u ojca Mateusza i powrotu stamtąd. - No? Co się tak patrzysz na mnie? - posłała mu kolejne pytające spojrzenie.
- Aa... A bo dawno cię nie widziałem. - jego natomiast było pełne przekory, ale przede wszystkim ciepła i zrozumienia. Między innymi właśnie to ostatnie spowodowało, że jednak nie poruszył tego tematu. Nie chciał burzyć jej dopiero co odzyskanej równowagi.
- Tak, tak. - uśmiechnęła się do niego szeroko, wdzięczna, że tego nie zrobił. Zasypiała spokojnie, wtulona w jego ramiona.
Kolejne dni toczyły się swoim zwykłym rytmem, wyznaczanym przez dyżury oraz wizyty u przyjaciół.
- Miałam nadzieję, że Kuba już tego nie pamięta. - zaśmiała się Lena, gdy któregoś kolejnego popołudnia wrócili od Burskich.
- Takiego wejścia się nie zapomina - skwitował Witek niby żartem.
- Bardzo zabawne, naprawdę - odparła. Wymieniając porozumiewawcze spojrzenia, zatonęli we wspomnieniach. Oboje doskonali pamiętali ten dzień, tę chwilę. I chociaż minęło już tyle lat, ten jego łobuzerski wyraz twarzy pozostał niezmienny. Tak zawadiacki, a jednocześnie tak przenikliwy i potrafiący w jednej chwili podnieść na duchu, rozładować sytuację... Mogący wszystko; tak jak kiedyś, tak i teraz. - Lena uśmiechnęła się do swoich myśli.
- Co jest? No dobra, no. Nie przejmuj się tak. - rzekł z rozbawieniem. - Przypomniało mu się po naszej rozmowie z Brunem. Wiesz, pogadaliśmy trochę o starych czasach i dlatego potem o tym napomknął.
- Oby! - skwitowała z radosnym błyskiem w oku, zawieszając złotą gwiazdkę na czubku niskiej choinki. - Gotowe!
- Tak, tak! Tyle tylko, że jutro i tak będziemy ubierać kolejną. Już kilka razy mówiły, że czekają z tym na nas. - schował puste pudełka po bombkach.
- Oj, ty marudo. - cmoknęła go w policzek, po czym sama również podeszła do szafy. Wyjęła z niej kilka swetrów i zaczęła powoli zapełniać leżącą na podłodze walizkę.
Spakowawszy ubrania oraz prezenty, usiedli na kanapie. Za oknem sypał drobny śnieg, z radia płynęła melodia kolęd, a oni popijali gorącą herbatę, nie przestając się przekomarzać. Tak bardzo to uwielbiali i tak samo bardzo tego potrzebowali każdego dnia. Spoglądali na niewielką choinkę stojącą naprzeciw. Wracali pamięcią do poprzednich świąt, ich pierwszych spędzonych tutaj. Dopiero co się przeprowadzili, a już upłynął prawie rok. Mieli wrażenie, jakby było to wczoraj. Oparła głowę na jego ramieniu:
- I znowu zima, i znowu święta...
https://www.youtube.com/watch?v=Y2hRxutXnZc
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anna Z
gaduła.
Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 174 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:06, 29 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Bardzo się cieszę, że wróciłaś do pisania opowiadań. Czekam na nie i czytam z wielką przyjemnością.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ania
- poziom 5.
Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:33, 30 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Część 130
All I want for Christmas is you...
Dom wypełniała radosna krzątanina. Z kuchni dobiegały dźwięki beztroskich rozmów, przesuwanych naczyń oraz podnoszonych pokrywek.
- Dobra, dobra; już idę. - Latoszek przybrał obrażoną minę, gdy kobiety skarciły go za podjadanie i oddelegowały do nakrycia stołu. - No masz! A ja tylko próbowałem. A wiecie, że gdzie kucharek sześć... - wychylił się jeszcze zza drzwi, lecz nie dokończył, widząc udawaną złość na ich twarzach. Przeszedł do gościnnego pokoju i wyjął zastawę z komody. W zamyśleniu spoglądał na duże, białe talerze z kwiecistym wzorem - przypomniał sobie, jak robił to każdego roku. Równocześnie pojawiła się kolejna myśl - jak dawno tego tutaj nie robił. Rozejrzał się po pokoju, po znajomych kątach i sprzętach. Nawet choinka sprzed lat stała wciąż w tym samym miejscu. Przez moment zdawało mu się, że czas się zatrzymał. Nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu:
- Coś się stało?
- Nic, nic. - obrócił się w stronę stojącej obok żony. - Rozumiem, że przyszłaś mi pomóc? - stwierdził zaczepnie.
- Tak, tak! - skwitowała wesoło, biorąc do ręki sztućce. - Zajęłoby ci to nie wiadomo ile, a tak zrobimy to szybciej. - uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo. Oboje wiedzieli, że mamy najchętniej wyręczyłyby ich we wszystkim i same wszystko przygotowały. Wystarczało im w zupełności, że byli tu z nimi. Nie mylili się - właśnie w tej samej chwili kobiety zerkały na nich z sąsiedniego pomieszczeniu. Obu brakowało tego gwaru. Dlatego też z czułością przyglądały się krążącym przy stole dzieciom - dorosłym, a mimo to nadal dzieciom. Mama Witka, mając wciąż przed oczami kilkuletniego chłopca, wspominała ostatnie takie wspólne święta. Zdawało jej się czasem, iż zaraz obok pojawi się drugi... Szybko jednak otrząsnęła się ze smutnych rozmyślań. Chciała być szczęśliwa - dla nich, dla niego, z nim.
- Gotowe! - usłyszała ukochany głos. Mogłaby przysiąc, że pomimo upływu lat tak samo łobuzerski jak w jej wspomnieniach. - Pomóc wam w czymś? - dopytywał.
- Nie, nie. Już wszystko, zaraz możemy zaczynać... - nie spuszczała wzroku z syna. Ten natomiast czuł coś szczególnego spojrzeniu. Uśmiechnął się do niej ciepło. Dotarło do niego, że pierwszy raz dostrzegł to rano, kiedy byli razem przy grobie Maćka.
- To... To co możemy już zabrać? - przerwał trwającą ciszę.
- To i to. O i to też. - wskazywała na półmiski.
Pół godziny później cała czwórka zasiadała do wigilijnego stołu. Najpierw podzielili się opłatkiem. Witek czekał na tę chwilę, a zarazem jednak jej się obawiał. Jego matka również. Gdy więc zbliżyli się do siebie, nie wiedzieli, co powiedzieć.
- Wszystkiego najlepszego... - pani Jadwiga odezwała się pierwsza.
- Dziękuję. - na twarzy mężczyzny pojawił się lekki uśmiech. - Wzajemnie - dodał już nieco pewniej.
Nachyliła się ku niemu, a wtedy nieśmiało objął ją ramieniem. Strach ustępował miejsca szczęściu, zaś uścisk stawał się coraz silniejszy. Długo tulili się do siebie, ponieważ oboje od dawna tego potrzebowali. Nie chcieli też, by ten moment minął. Pragnęli, by trwał i trwał; by nie było jedynie działanie tego magicznego dnia, lecz by było tak już od teraz zawsze.
- Noo... - walcząc ze wzruszeniem, odsunął się na parę kroków. - Wesołych Świąt! - spojrzał najpierw w szklące się oczy mamy. Zaraz potem na Lenę, gdyż to w jej wzroku było to, czego właśnie teraz najbardziej potrzebował.
Tak jak kolacja, tak i cały wieczór upłynął im w miłej, rodzinnej atmosferze. Nie obyło się bez śmiechów oraz długich rozmów. Latoszek pogładził po włosach opierającą się o niego żonę. Nie ukrywali swego zadowolenia, patrząc na rozpromienione twarze mam.
- Wiecie już, kiedy będziecie mieli urlop? - pani Maria wzięła łyk kawy. Podczas gdy Lena skinęła twierdząco głową, Witek oznajmiał:
- Tak, wiemy. I teoretycznie już wiemy, jak go spędzimy.
- Wiemy, wiemy - włączyła się kobieta. - Choć ktoś stara mi się ten pomysł skutecznie wyperswadować - zachichotała.
- Taa... Ja i narty, no kto to widział?! - użalał się nad sobą, co wywołało kolejny wybuch śmiechu.
- Jakoś rok temu jeździłeś i było dobrze, panie maruda - przypomniała Lena.
- A i wcześniej też... - wtrąciła niepewnie pani Jadwiga, wpatrzona w syna. Ten przytaknął.
- Jakoś z 10 lat miałem - mówił miękkim głosem.
- Tak, 10. - pani Latoszek rozjaśniła się jeszcze bardziej. - Uczył się jeździć na pobliskiej górce... - zaczęła. W czasie, gdy kontynuowała swoją opowieść, Witek przytulił mocniej Lenę. Oboje uśmiechnęli się szeroko.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|