|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aleks
Dołączył: 25 Mar 2011
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Sob 19:37, 20 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Tusiu,pięknie. Od tygodnia,dzień w dzień sprawdzam czy nie ma kolejnej notki.
Wreszcie doczekalam się i powiem tyle:chcę więcej
Oczywiście w wolnej chwili.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Ania
- poziom 5.
Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 20:20, 21 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Część 50
I swear...
Wypowiadane z pełnym przekonaniem słowa:
- Ja, Witold, biorę ciebie Mileno za żonę i ślubuję ci...
- Ja, Milena, biorę ciebie Witoldzie za męża i ślubuję ci...
niosły się echem po świątyni. Narzeczeni w skupieniu nakładali sobie obrączki...
- Nic nie zjadłaś, Lenko - słowa matki kazały kobiecie wrócić do rzeczywistości.
- Dzisiaj taki ważny dzień, musisz mieć siły. Poza tym obiad zamówiliście dopiero na 14:30 - kontynuowała.
- Pamiętam - zauważyła Starska z błyskiem w oku. Chcąc, nie chcąc, zrobiła sobie jeszcze jedną kanapkę.
Pani Maria z zadowoleniem kiwnęła głową.
- Zapowiada się naprawdę piękny dzień. I taka ładna pogoda - podeszła do okna.
- I nawet śnieg nie pada - usłyszała wesoły głos córki.
Pani Starska spojrzała na nią zdezorientowana.
- Nic, nic - odparła Lena krótko. Uśmiechnęła się do swoich myśli.
- No, stary, tę pogodę normalnie jak na zamówienie macie: rano, a już tak słońce świeci, ani jednej chmurki - rzekł Pawica do siedzącego przy stole przyjaciela.
- Taa, taa - Witek dopił herbatę. - "I jak na złość nie pada śnieg" - zaśmiał się w duchu.
- Na pewno chcesz jechać sam? Przecież mogę cię zawieźć. O której pojedziesz? - mówił dalej Adam.
- Za pół godziny. Spokojnie, przecież się nie spóźnię na własny ślub - oznajmił Latoszek, zasłaniając typową dla siebie przekorą nurtujące go myśli. Zastanawiał się, jak to będzie: "Muszę ją wszystkim przedstawić..." Nie przywykł do tego. "Nie, nie wszystkim. Lenie nie..." - uśmiechnął się na samo wspomnienie jej imienia.
- Jak samopoczucie, kochana? - Zosia przywitała się z przyjaciółką.
- A dobrze, dziękuję - odpowiedziała rozpromieniona.
- Zaraz sprawdzimy - oznajmiła Burska, odkładając torebkę na fotel. - Wyspana? - sama zaś oparła się o niego.
- Tak, mimo że w nocy prawie nie zmrużyłam oka - przyznała Starska.
- Śniadanie zjedzone? - padło kolejne pytanie.
- Tak, zwłaszcza, że obiad zamówiliśmy dopiero na 14:30 - zachichotała Lena. - No, będzie też tort, ale jeszcze później - przypomniała.
- Szczęśliwa? - spytała Zosia znienacka.
- Tak - potwierdziła radośnie.
- Wiesz, musiałam się upewnić. Skoro mam być waszym świadkiem - wyjaśniła Burska.
- Wiesz, drugi świadek nie musiał się upewniać - skwitowała Starska.
- Miło, że Jacek zrobił wam taką niespodziankę i przyjechał wcześniej - stwierdziła Zosia.
- Yhm - przytaknęła Lena. - Pewnie specjalnie, żeby nas poobserwować i się upewnić. Ostatnimi dniami jakoś dużo z nami przebywał - roześmiała się.
- A ja jako świadek chciałam zauważyć, iż nadszedł moment, by zacząć się przygotowywać - oświadczyła Burska po chwili.
Starska zerknęła na zegarek. "Witek już z mamą..." - przemknęło jej przez myśl.
- Ten kościół gdzieś w pobliżu? - pani Jadwiga nie spuszczała wzroku z syna.
- Tak, tak, niedaleko - odrzekł Latoszek. - Nasi przyjaciele też brali tam ślub - starał się jakoś podtrzymać rozmowę.
- Ten, który jest twoim świadkiem? - kobieta rozjaśniła się.
- Nie, Jacek mieszka w Anglii. Świadkowa Leny - tłumaczył.
- A no tak, mówiłeś... - czuła się zakłopotana. - Macie dużo przyjaciół, to dobrze - dodała ciszej.
Witek wziął głęboki oddech.
- Będziesz miała okazję ich poznać... - zapowiedział, a matka uśmiechnęła się lekko.
- Pawicę już poznałaś - rzekł, gdy ten zjawił się w pokoju.
- Co złego, to nie ja - Adam postawił przed panią Latoszek filiżankę kawy. - Mejer dzwonił; pytał, jak sprawy stoją - oświadczył.
- Dobrze chyba, nie? - odpalił Latoszek z przekorą. W tym też momencie rozległ się dzwonek. - Pewnie Tomek - Witek zniknął za drzwiami, by pojawić się ponownie już po chwili i znów wyjść - tym razem zabierając z sobą bukiecik kremowych różyczek.
- Tak, dobrze; tu się ładnie układa. Obróć się jeszcze tylko... - pani Maria i Zosia instruowały stojącą przed lustrem Lenę, debatując równocześnie na temat wybranej przez nią biżuterii.
- Już? - Starska wygładziła dół białej sukienki. Była dokładnie taka, jaką chciała: klasycznego kroju, długa, prosta, bez falbanek i trenu; skromna - tak też razem z Witkiem zaplanowali całą uroczystość, łącznie z przyjęciem dla najbliższych czy wystrojem kościoła. - Już? - powtórzyła z uśmiechem.
- Prawie - matka podeszła bliżej i założyła jej naszyjnik na szyję.
- Jeszcze coś pożyczonego - Burska podała Lenie swoją bransoletkę.
- Dziękuję - znów przejrzała się w lustrze, tym razem z własnej woli. Zamyślona dopiero po chwili zorientowała się, że Zosia rozmawiała przez telefon.
- Tomek już widział się z Witkiem, jedzie do nas - poinformowała ją przyjaciółka.
Latoszek starał się, jak najdłużej zapinać koszulę i wiązać krawat. Wiedział, że zaraz będzie musiał wrócić do pokoju. Ostatecznie zdecydował się zapytać matkę o zdanie.
- Może być? - odezwał się zaraz w progu.
- Ładnie, bardzo ładnie - pani Jadwiga zbliżyła się i poprawiła mu krawat. To z pozoru proste pytanie bardzo ją ucieszyło.
- Fajnie - mężczyzna założył marynarkę. - Czas się zbierać - odwrócił się z zamiarem zabrania potrzebnych rzeczy.
- Cieszę się, że widzę cię szczęśliwego - zrobiła dłuższą przerwę - synu - ściszyła głos.
Witek zamknął na moment oczy. Potrzebował tego, aby uwierzyć, iż po tylu latach w końcu znowu go tak nazwała.
- Też się cieszę, że cię widzę - spojrzał na nią. - Czas się zbierać - rzekł powtórnie, uchylając drzwi.
Wkrótce byli już przed kościołem. Witek przestępował z nogi na nogę. Wciąż czuł na sobie wzrok matki, a szturchający go w ramię i udzielający dobrych rad Mejer zaczynał go powoli irytować. Ilekroć spoglądał na zegarek, okazywało się, że nie minęła więcej niż minuta. Sam dziwił się swemu zdenerwowaniu - wiedział przecież, iż na pewno przyjedzie, iż się nie rozmyśli.
- Jadą! - Amelka, przejęta i podekscytowana nie mniej niż sama młoda para, pierwsza dostrzegła nadjeżdżający samochód. Bezzwłocznie poinformowała o tym Latoszka - na wypadek, gdyby wujek sam go nie zauważył.
Prowadzony przez Tomka samochód podjechał pod świątynię. Po pani Starskiej i Zosi wysiadła Lena. Ogólne napięcie, zamiast opadać, zaczęło wzrastać. Czuła się obserwowana przez wszystkich. Uspokoiła się, patrząc na Witka. Oboje mrugnęli do siebie porozumiewawczo. W ciągu tego ułamka sekundy cała reszta przestała się liczyć.
Kiedy zegar na kościelnej wieży wybił trzynastą, mężczyzna ujął jej dłoń w swoją. Weselny orszak wszedł do kościoła.
Lena i Witek w skupieniu wsłuchiwali się w czytania oraz homilię na temat małżeństwa, miłości i obowiązków małżonków. Po nich podeszli do ołtarza.
- Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? - usłyszeli.
- Chcemy - powiedzieli oboje.
- Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia? - kapłan zadał kolejne pytanie.
- Chcemy - odparli.
- Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo? - zapytał ksiądz.
- Chcemy - rzekli.
Wpatrywali się w siebie, podając sobie prawe dłonie, które kapłan związał końcem stuły.
- Ja, Witold, biorę ciebie Mileno za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci - powtarzał mężczyzna za księdzem.
- Ja, Milena, biorę ciebie Witoldzie za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci - mówiła kobieta.
Wypowiadane głośno i zdecydowanie słowa zdawały się być potwierdzeniem tego, co już trwało; co ich łączyło, a co teraz rozkwitło w pełni.
Kapłan pobłogosławił małżonków. Ci zaś patrzeli sobie głęboko w oczy.
- Mileno, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności - nałożył obrączkę na serdeczny palec żony.
- Witoldzie, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności - wsunęła obrączkę na palec męża.
Uśmiechnęli się do siebie ciepło.
Na zakończenie ceremonii rozległ się "Marsz Mendelssohna", wśród dźwięków którego państwo młodzi wyszli na zewnątrz. Tam przyjmowali życzenia od zgromadzonych gości: swoich matek, świadków z rodzinami, Moniki i Krzyśka, Edyty i Bogdana, Pawicy, Sambora, Trettera, rezydentów, z którymi mieszkali swego czasu w hotelu oraz paru innych znajomych ze szpitala. Rzucony przez młodą panią bukiet złapała Edyta. Chciała tego dokonać również Amelka. Choć dziewczynce się to nie udało, po kilku chwilach dumnie paradowała z różyczką wpiętą we włosy przez ciocię. Hania i Krzyś zajęci byli natomiast zbieraniem monet jednogroszowych, które przynosili to Lenie, to Witkowi.
Po przyjęciu weselnym młoda para pożegnała się z gośćmi. Tomek odwiózł nowożeńców do domu. Pomógł im także zanieść na górę kwiaty i prezenty. Gdy odjechał, w końcu zostali sami.
- Ech... - westchnęła Lena.
- Co ech? - Latoszek spojrzał na nią podejrzliwie.
- Miałam nadzieję, że mnie przeniesiesz przez próg - wyjaśniła.
- Jeszcze nic straconego... - chwycił za klamkę.
- Dobra, w końcu i tak mieszkamy tu nie od dziś - zauważyła wesoło.
- Tak, tak - skwitował. "Jeszcze nic straconego..." - pomyślał. Coraz częściej bowiem zastanawiał się nad kupnem domu.
- Pomożesz mi? - poprosiła, uśmiechając się przy tym figlarnie.
Witek podszedł do żony i pomógł jej rozpiąć zamek sukienki. Zaczął delikatnie całować kobietę po szyi.
- Widzisz, nie było tak źle, nasze matki się szybko dogadały - wyplątała się z jego objęć i szybko zmieniła temat.
- Mhm... - mruknął. Już miał powiedzieć, że jego matka dogadywała się z innymi lepiej niż z nim samym, lecz w porę zorientował się, że to nieprawda. O ile w samochodzie w drodze z dworca padały właściwie jedynie ogólnikowe pytania oraz zdawkowe odpowiedzi, o tyle później rozmawiali już bardziej swobodnie. O ile Pawicy przedstawiła się sama, imieniem i nazwiskiem, o tyle później mówił o niej już tylko "matka". Zrozumiał, iż mimo że bolesne wydarzenie sprzed lat zawsze będzie kładło cień na ich relacje, potrafią rozmawiać ze sobą bez kłótni i wyrzutów.
Lena w tym czasie postanowiła zmienić suknię ślubną na luźniejszą koszulkę. Obserwując męża, z trudem powstrzymywała śmiech. Nadal miała przed oczami jego minę, gdy narzuciła temat rozmowy.
- A ty dokąd? - zdziwiła się na widok wychodzącego z pokoju mężczyzny. Ten nie odpowiedział, ale już po chwili wrócił z butelką wina i dwoma kieliszkami.
- Coś świętujemy? - rzuciła zaczepnie, kładąc się obok niego na kanapie. Wyprostowała nogi i położyła je na oparciu, obok jego głowy.
- No - otworzył butelkę.
- No - powtórzyła, spoglądając mu w oczy.
- Czy mi się wydaje, czy specjalnie rzuciłaś ten bukiet prosto w ręce Edyty? - usiadł wygodniej.
- Wydaje ci się - zachichotała. - Poza tym stałam odwrócona tyłem - dodała, siadając. - A jak wchodziliśmy do kościoła, to kropiło - stwierdziła radośnie.
- Zdawało ci się - przyglądał się jej roześmianej twarzy.
- Wiesz co? - bawiła się guzikami jego koszuli.
- No? - rzucił krótko.
- Za dużo gadasz... - na jej słowa oboje parsknęli śmiechem.
- Cicho już bądź - Latoszek zamknął jej usta pocałunkiem. Przechylił ją lekko na kanapę, nie przestajac całować.
Przytuleni i uśmiechnięci stali przy oknie, wpatrując się w niebo, na którym jasno błyszczał księżyc oraz gwiazdy. Nie potrzebowali teraz spadającej gwiazdy - każde z ich życzeń, marzeń, pragnień właśnie się spełniało, stawało się realne lub miało szansę takim się stać. Obojgu wciąż powracała w myślach złożona dziś przysięga: zawsze razem, w zdrowiu i w chorobie, na dobre i na złe... Nauczeni doświadczeniem minionych lat czuli, że tak będzie - tak było, tak jest... Spojrzeli sobie w oczy, splatając jednocześnie palce swoich dłoni:
Czy szczęśliwym jest finałem, że razem ty i ja?
To zaledwie jest preludium do długiego dnia...
***
Motto tejże części stanowią dwie piosenki: "I swear" zespołu All 4 One, z której pochodzi początkowy fragment (klik) oraz "Weselne preludium" Krzysztofa Krawczyka, z której cytat zamieściłam na końcu (klik).
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
gość
gaduła.
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 3183
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 20:42, 21 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Aniu, prześlicznie- aż się wzruszyłam...Scenarzyści powinni sie od ciebie uczyć. Mam nadzieję, że to opowiadanie nie bedzie ostatnim i jeszcze nie raz dostarczysz nam wzruszeń i radości. Dziękuję!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
zygus
- poziom 2.
Dołączył: 05 Wrz 2009
Posty: 1250
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Nie 21:30, 21 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Aniu, nic chyba nie pozostało innego jak podziękować, że tak wspaniałe opowiadanie.
I też mam nadzieję, że nie jest ono ostatnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Anna Z
gaduła.
Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 174 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:57, 22 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Pięknie Aniu. Dziękuję. Naprawdę miłe chwile się spędza czytając takie opowiadania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
tusia2222
Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 68
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wałbrzych
|
Wysłany: Wto 14:50, 23 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
CZ.VII
Lena i Latoszek byli w drodze do pani profesor. Witek co chwilę spoglądał na ukochaną. Dziewczyna była milcząca i zdawała się być myślami daleko stąd.
- Stało się coś?- zapytał w końcu, lecz gdy nie uzyskał odpowiedzi, zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. Dopiero wtedy Lena ocknęła się i spojrzała na Witka.
- Czemu się zatrzymałeś? Przecież jeszcze nie jesteśmy na miejscu.
- Wiem, ale od piętnastu minut staram się z tobą porozumieć.
- Przepraszam. Trochę się zamyśliłam.
- Trochę? Mam nadzieję, że obiektem twoich rozmyślań nie jest jakiś przystojniak.
- Latoszek…- westchnęła Lena i delikatnie uśmiechnęła się do niego.- Myślę o Zośce. Przykro mi, że wyjeżdża.
- Przecież wróci. Poukładają z Kubą swoje sprawy i na pewno wrócą.
- Witek… Pomyśl ile my jej zawdzięczamy. Przecież gdyby nie Zośka, to... no wiesz. – dziewczyna zawahała się przez chwilę. Wciąż było jej trudno rozmawiać o swojej chorobie. Latoszek złapał ją za rękę.
- Wiem. Poza tym, dzięki niej się pogodziliśmy. Jesteśmy razem.
- No sam widzisz…
- Wiesz co? Mnie się wydaje, że dobrze robi. W końcu nie ma innego wyjścia.
Starska popatrzyła na mężczyznę ze zdziwieniem. Czyżby wiedział o Piotrze? Wiedział, że Burska była nim zauroczona? Przecież to była tajemnica, więc skąd….
- Co masz na myśli?- zapytała niepewnie.
- No wiesz… Gdybym ja swego czasu wyjechał z tobą do Anglii, może sprawy zupełnie inaczej by się potoczyły… Nie potrafiłem zawalczyć o ciebie.
Lena odetchnęła z ulgą. A jednak nie wiedział. Ale mimo wszystko, miło jej było, że Witek to powiedział. Spojrzała mu głęboko w oczy, położyła dłoń na jego policzku i powiedziała:
- Nie myśl o tym. To już nie ma znaczenia. Dostaliśmy drugą szanse i musimy ją wykorzystać. Zaczynamy wszystko od początku.
- Naprawdę nie masz mi za złe?
- Witek, proszę cię. Nie mówmy o tym. Wiemy jak było. Oboje popełniliśmy dużo błędów, ale myślę, że w końcu dorośliśmy do poważnego związku.
- Też tak uważam.
- No. I tego się trzymajmy- powiedziała nieco weselszym tonem Lena.- A teraz jedźmy już. Nie możemy się spóźnić.
Dalsza droga minęła im w miłej atmosferze. Młodzi śmiali się i rozmawiali. Zupełnie jak za starych dobrych czasów. Nawet nie zauważyli, kiedy dojechali na miejsce. Wysiedli z samochodu i udali się do szpitala. Cały czas trzymali się za ręce. Nie chcieli się oddalić od siebie nawet na chwilę. Teraz… Właśnie teraz najbardziej potrzebowali swojej bliskości. Bliskości i wzajemnego wsparcia.
Przed gabinetem pani profesor, młodzi zatrzymali się i popatrzyli sobie w oczy.
- Będzie dobrze. – powiedział Latoszek i zapukał do drzwi, poczym oboje weszli do gabinetu, gdzie pani profesor na nich czekała.
- Witam.- powiedziała kobieta, gdy zobaczyła ,,Latoszków”- Proszę, proszę, niech państwo usiądą.
- Bardzo się cieszę, że znalazła pani dla nas czas.
- Pan… Pan Witek, tak? Pan Witek nalegał na spotkanie. Mówił, że to poważna sprawa.
- Tak- powiedziała Lena i zawahała się przez chwilę. – Bo widzi pani profesor… Okazało się, że… Że jestem w ciąży.
Pani profesor spojrzała na parę z ogromnym zdziwieniem, a po chwili na jej twarzy pojawiła się niemal grobowa mina.
- Pani Leno…
- Pani profesor- przerwała jej Starska.- Ja chcę urodzić to dziecko.
Witek mocniej ścisnął jej dłoń. Nie chciał, żeby ukochana się denerwowała, poza tym bał się, że może się niepotrzebnie unieść.
- Wie pani, że to jest nieodpowiedzialne? Przecież rozmawiałam z panią o tym. Wciąż istnieje poważne zagrożenie. Nie możemy sobie teraz pozwolić na niepotrzebne ryzyko.
- Ale ja wszystko rozumiem, tylko….
- Wiem, że obudził się w pani instynkt macierzyński, ale niech pani będzie rozsądna. Przecież bierze pani tamoksyfen. Stosowanie go w trakcie ciąży może doprowadzić do uszkodzenia albo nawet do obumarcia płodu.
- Przestanę go brać.
- Lena!- powiedział ostro Witek.
Przez cały czas przysłuchiwał rozmowie pań, ale to, co przed chwilą powiedziała Starska było niedorzeczne.
- Nie może pani przerwać leczenia.- powiedziała pani profesor.
- Nie mam innego wyjścia. Wiem, że zdrowie jest ważne. Rozumiem to, ale nie zabiję własnego dziecka.- powiedziała Lena, a po jej policzkach spłynęły gorzkie łzy. W gabinecie zapanowała cisza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
karolcia
Dołączył: 19 Cze 2011
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:25, 23 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Super to twoje opowiadanie czekam na kolejne części
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Aleks
Dołączył: 25 Mar 2011
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Wto 20:08, 23 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Zgadzam się z Karolcią. Ja chę cd-eka ! Czytam to twoje opowiadanie i mam wrażenie ,że widzę to w serialu.
Mówię ci:masz wielki talent,dziewczyno!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aleks dnia Wto 20:08, 23 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
tusia2222
Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 68
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wałbrzych
|
Wysłany: Pią 15:10, 26 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
CZ. VIII
W gabinecie pani profesor panowała niezręczna cisza. Lena ukryła twarz w dłoniach. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Owszem, wiedziała, że ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych, ale nie sądziła, że będą ją namawiać to zabicia jej dziecka! Latoszek spoglądał to na ukochaną, to na panią profesor. Lekarz nie wiedział, co ma powiedzieć, jak pomóc Starskiej. W końcu odezwała się pani profesor:
- Pani Leno, spokojnie. Nerwy tutaj w niczym nie pomogą.
- Jak ja mam się niby uspokoić? No jak?- Lena prawie krzyczała. – Ja na to nie pozwolę.- powiedziała drżącym głosem.
- Ja oczywiście nie mogę pani do niczego zmusić. Zróbmy tak. Umówimy się za dwa, nie, nie.. Za trzy dni. Państwo przez ten czas porozmawiają, przemyślą tą sytuację i jak się spotkamy, to powie mi pani, co postanowiła, dobrze?- kobieta zapytała z nadzieją.
- Dobrze, ale.. Pani profesor, ja już podjęłam decyzję.
Niecały kwadrans później ,,Latoszki” byli już w drodze do domu. W samochodzie panowała niezręczna cisza. I Witek i Lena przez cały czas zastanawiali się nad przebytą rozmową. Starska była pewna swojej decyzji. Chciała tego dziecka, kochała je i nie da nikomu go skrzywdzić.
Latoszka natomiast ogarniały coraz większe wątpliwości. Bardzo bał się o ukochaną. Z jednej strony cieszył się z jej ciąży. Widok szczęśliwej Leny był dla niego bezcenny, ale z drugiej strony, gdyby jej stan dramatycznie się pogorszył, to nigdy by sobie tego nie darował.
Pół godziny później weszli do swojego małego mieszkanka. Witek pomógł ukochanej zdjąć płaszcz i zapytał:
- Może się położysz?
- Nie chcę.- odpowiedziała cicho dziewczyna.
- Powinnaś odpocząć. – dodał z czułością w głosie i przytulił się do Starskiej. Witek wiedział, że ona właśnie tego teraz potrzebuje. Zresztą… Oboje potrzebowali.
- No dobrze, a… będziesz przy mnie?
- Jasne, że będę. Szoruj do łóżka, a ja zrobię ci herbatkę.
- Z cytrynką?
- Przede wszystkim- odpowiedział nieco weselszym tonem Witek, pocałował ukochaną w policzek, poczym udał się do kuchni.
Lena natomiast poszła do sypialni. W głowie kołatały jej myśli. W końcu Starska westchnęła i położyła się na łóżku.
Nawet nie zauważyła, kiedy do pokoju wszedł Witek. Położył obok łóżka filiżankę z gorącą herbatą a następnie położył się obok ukochanej.
- Dobrze się czujesz?- zapytał.
-Tak. Wszystko w porządku.
Latoszek pokiwał głową i stwierdził:
- Kłamiesz.
- Oj tam.. Głowa mnie boli i tyle. Po prostu trochę się zdenerwowałam. Odpocznę i zaraz mi przejdzie.
- Lena?
- Hmm..?
- Chcesz porozmawiać?- zapytał niepewnie Witek.
- Teraz nie. Najpierw sama chciałabym to sobie przemyśleć, dobrze?
- Okej.- odpowiedział lekarz i przytulił się do ukochanej.
Nie mówili już nic więcej. Lena wtuliła się w mężczyznę i zamknęła oczy. Witek natomiast nie zamierzał spać. Głaskał dziewczynę po głowie i przez cały czas się w nią wpatrywał. Wydawała się być taka bezbronna i niewinna, jednak Latoszek wiedział, że jest ona silna i zdeterminowana walczyć o maleństwo. Ich maleństwo.
Lenę obudził przyjemny zapach dobiegający z kuchni. Usiadła na łóżku i przeciągnęła się. Wciąż niemiłosiernie bolała ją głowa, ale nie chciała tego pokazywać przy Witku.
W końcu wstała, znalazła swoje ulubione puchowe kapcie i udała się do kuchni. Jej oczom ukazał się Latoszek. Starska roześmiała się na cały głos, gdy zobaczyła ukochanego przyodzianego w kuchenny damski fartuszek. Witek szybko odwrócił się, strącając przy tym łyżkę brudną od zupy pomidorowej.
- No i widzisz co narobiłaś? Będziesz sprzątać, zobaczysz.- powiedział i zbliżył się do dziewczyny a następnie namiętnie ją pocałował.
- Wyglądasz bardzo seksownie w tym fartuszku- powiedziała Lena, gdy w końcu oderwali się od siebie.
- Tak, tak. – odpowiedział Witek i natychmiast ściągnął z siebie fartuch.- Siadaj do stołu. Zaraz będzie zupa.
- Zrobiłeś pomidorową? Jak ci się to udało?
- No chyba każdy potrafi zrobić zupę z prosz….- Latoszek zamilkł i lekko zarumienił się. – A zresztą… nieważne.
Lena wesoło patrzyła na ukochanego. Była z niego taka dumna! Codziennie mogła obserwować u niego zmiany na lepsze. To już nie był ten sam Latoszek. Teraz był odpowiedzialny, dojrzały. Mimo to, zachował swój urok, w których kiedyś się zakochała.
Po paru minutach Witek podał do stołu.
- Pyszna jest- powiedziała Starska.
- I tak ma być.- odpowiedział Witek, jednak w jego głosie słychać było lekkie spięcie. W końcu mężczyzna zebrał się na odwagę i powiedział:
- Lena… Przemyślałem sobie to wszystko i doszedłem do wniosku, że powinnaś zastanowić się nad tym, co powiedziała pani profesor.
Starska odłożyła łyżkę i z przerażeniem spojrzała na Witka.
- Co ty powiedziałeś?
- Posłuchaj. Twoje zdrowie jest najważniejsze. Ty jesteś najważniejsza. Nie chcę, żeby coś ci się stało, rozumiesz?
Po twarzy Leny spływały łzy. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszała.
- Lena, ja wiem, jest ci ciężko, mnie też. Nawet nie wiesz, jak bardzo. No ale przecież będziemy jeszcze mogli mieć dzieci.
- Witek… Ja nie wierzę, że tak szybko zmieniłeś zdanie. Przecież cieszyłeś się z tego, że jestem w ciąży.
- Tak. Cieszyłem się, ale nie przemyślałem tego, jakie mogą wyniknąć z tego konsekwencje. Nie chcę cię stracić.
- Nie…- powiedziała Lena i wstała od stołu.- Nie będę tego słuchać. Ja decyzję już podjęłam. Urodzę to dziecko. Czy ci się to podoba czy nie!- dziewczyna krzyknęła, poczym szybko ubrała się i wybiegła z mieszkania.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez tusia2222 dnia Pią 15:10, 26 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Aleks
Dołączył: 25 Mar 2011
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pią 16:08, 26 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Wow. Świetnie to opisałaś. Tak wiarygodnie...
SUPER! Ale mi zrobiłaś zachętę. Kurczę,mam ochotę na cd
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ania
- poziom 5.
Dołączył: 14 Maj 2010
Posty: 2578
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 7:20, 29 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
gość napisał: | Mam nadzieję, że to opowiadanie nie bedzie ostatnim i jeszcze nie raz dostarczysz nam wzruszeń i radości. |
Część 50 nie jest ostatnią - piszę dalej, w końcu został jeszcze do pokazania ten "wspólny dyżur do końca życia". Mam jeszcze parę pomysłów: konkrety na części przynajmniej do 56 oraz kilka innych, które jeszcze nie wiem, jak będą odległe czasowo. Czy powstanie z tego kolejna 50? - sama nie mam pojęcia. W końcu nie wiadomo, jak długo Wam będzie się chciało to czytać i jak będzie z moim pisaniem. Na razie część 51, której motto stanowi piosenka "Pierwszy dzień reszty naszego życia" A. M. Jopek.
Część 51
To pierwszy dzień z reszty dni naszego życia,
być mógł mówić "kocham" w każdym z twoich słów...
Wschodzące na niebie słońce dawało znak, że rozpoczynał się nowy dzień: kolejny upalny, poprzedzony wieloma ciepłymi, ale i pochmurnymi. Nowy dzień...
Pierwsze poranne promienie zastały ich śpiących wtulonych w siebie. Lena uniosła głowę - uwielbiała go obserwować. Zastanawiała się, co mu się śni: może, tak jak jej, ich przyszłość, wspólna przyszłość. Uśmiechnęła się czule, gdy otwierał zaspane oczy.
- Dzień dobry - pogładziła go delikatnie po policzku.
- Dzień dobry - odparł Witek miękko.
- Nawet bardzo dobry - oznajmiła radośnie.
- Skąd wiesz, skoro ledwo co się zaczął? - podpuszczał ją.
- Wiem - oparła ręce na łokciach. Mężczyzna odgarnął kosmyk włosów opadający jej na twarz.
- Mamy jakieś szczególne plany na dziś? - dopytywał się przekornie.
- Hmm, musimy się spakować i... I to by było na tyle - przypomniała z figlarnym błyskiem w oku, zaś Latoszek przytaknął swoim zwyczajem.
- Zaraz wracam - zapowiedział po chwili, podnosząc się z łóżka. Zmierzał do kuchni z zamiarem wykonania pomysłu, który przyszedł mu właśnie do głowy.
- No myślę - zachichotała, kładąc się na jego poduszce.
- Cholera! - usłyszała razem z trzaskiem tłuczonego szkła.
- Tylko mi nie mów, że wszedłeś w wazon - zastrzegła wesoło.
- Nie... - dobiegło z pokoju.
- Przecież słyszałam - weszła mu w słowo.
- Nie w jeden - dokończył ze śmiechem.
- Wszystko dobrze? - wolała się upewnić.
- Ze mną tak, gorzej z... - mówił.
- W który? - zapytała.
- Taki brązowy - odrzekł.
- Aa, mamy takich kilka - zauważyła.
- Mieliśmy - po tych słowach Lena wyszła z sypialni.
- Ee, to słoik tylko - kucnęła obok męża.
- Wazon - upierał się.
- Słoik - utrzymywała.
- Słoik, do którego włożyliśmy kwiaty, czyli wazon - podsumował z zawadiackim uśmiechem. Kobieta skinęła twierdząco głową.
- To był - wybuchnęła śmiechem.
- Tego akurat nie musiałaś mówić - wyszedł z pokoju, by wrócić zaraz ze zmiotką w ręce. - Daj, skaleczysz się - rzekł ciepło i sam zajął się zbieraniem kawałków szkła.
- I tak będzie trzeba wyrzucić te kwiaty - pościerała rozlaną wodę.
- No, raczej nie wytrzymają tu same dwóch tygodni - skwitował pół żartem.
- Dobrze chociaż, że nie wszystkie, bo nasze mamy obdarowałeś bukietami. Co prawda trochę ci pomogłam... - spojrzała mu w oczy.
- Ale wybrałem najładniejsze - stwierdził.
- Myślałam, że najładniejszy zostawiłeś dla mnie - droczyła się z nim.
- No bo tak było, a potem wybrałem najładniejsze z tych mniej ładnych - oświadczył.
- Masz szczęście - roześmiała się.
- Mam, mam - przyznał.
Lena uśmiechnęła się.
- Co? - udał, że nie wie, o co chodzi.
- Nic, nic. Zastanawiam się tylko, jak długo jeszcze będziemy siedzieć na tej podłodze - zażartowała. Witek wstał i podał jej rękę.
- Dziękuję. A i też mam - poszła wyrzucić potłuczone szkło.
- Co? - na wszelki wypadek przesunął pozostałe wazony oraz słoiki na sam róg pomieszczenia.
- Szczęście - wychyliła się zza kuchennych drzwi. - Zrobię już śniadanie, co? - zawołała.
- Yhm... Czekaj, pomogę ci - dołączył do żony.
- Podobno mieliśmy się pakować, tak słyszałem przynajmniej - rzekł wesołym tonem, widząc, jak Lena ulokowuje się na łóżku.
- Mamy, ale mamy też czas: dopiero południe, a samolot o 5 rano - złożyła kołdrę wpół i odłożyła na bok.
- Tak, tak - położył się obok.
Leżeli tak dłuższą chwilę w milczeniu, wpatrując się w siebie.
- Miałaś rację... - zaczął poważnie.
- Z czym? - spytała, choć domyślała się, czego może dotyczyć rozmowa.
- Z tym, że na pewno przyjedzie - odpowiedział.
- Wiesz, nie poznałam jej jeszcze aż tak dobrze, ale znam ciebie, a jak zdążyłam zauważyć, macie podobne charaktery. Nie całkowicie oczywiście - wyjaśniała.
- Może... - oparł się na ręce.
- Jesteście tak samo uparci - wyrwało się jej.
- I kto to mówi?! - rzucił trochę z przekąsem.
- O nie, ja nie jestem uparta - zaprotestowała.
- Wcale - kiedy to mówił, wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Podobno mam rację, tak słyszałam przynajmniej - zaśmiała się po chwili.
- Chyba nie było tak źle, nie? - wrócił do rozpoczętego wcześniej tematu.
- Nie było - zgodziła się. - Dobrze w sumie, że siedziały obok siebie. Poznały się, pogadały... - dodała, wspominając wczorajsze przyjęcie.
- Lepiej późno niż wcale - mruknął. - Zauważyłaś, że u nas wszystko jest na odwrót, nic po kolei? - powiedział z nutą ironii w głosie.
- O tym samym pomyślałam - odparła. - Ale to chyba nic strasznego, nie? - uśmiechnęła się lekko.
- Nie - dotknął jej ramienia.
- Myślisz, że teraz będzie już łatwiej? Chociaż trochę? Właściwie wszystko się wyprostowało... - spojrzała na niego z nadzieją.
- Tak myślę - przytulił ją do siebie.
Oboje w to wierzyli, mimo że tak naprawdę nie mogli przewidzieć, co szykuje im los. Byli przekonani natomiast o czymś innym - zmierzą się z tym razem.
- Wiesz co: cieszę się na ten wyjazd - odezwała się znów radosnym tonem.
- Jejku, naprawdę? - przekomarzał się z nią.
- Naprawdę - pozostawała w niego wtulona. - Z dala od wszystkiego, spokój... - kontynuowała.
- Nikt nam nie będzie przeszkadzał - parsknął śmiechem.
- Z czego się śmiejesz? - uniosła brwi.
- Przypomniało mi się, jak powiedziałaś ostatnio Jackowi, że ma fantastyczne wyczucie chwili - tłumaczył.
- No co? Przecież to prawda - mówiła rozpromieniona.
- Ale akurat podczas tych paru dni nie było żadnej takiej sytuacji - odrzekł wesoło.
- Może, ale wyczucie chwili ma. Dzisiaj nie dzwoni, o - spojrzała w górę, wprost w ciemne oczy męża.
- O. Nie dzwoni, bo samolotem lecą właśnie, a już wczoraj się z nami pożegnali - zauważył. - A mówiłem ci? Dzwoniła za to twoja mama: tak jak uzgodniliśmy, Pawica podrzucił ją na dworzec. Rozmawiałem też z moją: też jest już w drodze powrotnej - opowiadał.
- Yhm, mówiłeś. Wiesz, zmieniłam zdanie: wszyscy mają fantastyczne wyczucie chwili... - pocałowała go.
Oboje uśmiechnęli się, po czym zabrali się za pakowanie.
Nawet nie spostrzegli, jak szybko mijał im czas.
- Prześpij się - widział, jak kleją jej się oczy.
- Nie... - nie przestawała ziewać.
- Spokojnie, obudzę cię przecież - zapewnił ciepło.
- Ale tak o 3 najpóźniej, bo musimy sprawdzić, czy wszystko mamy, zamówić taksówkę... - wyliczała.
- Tak, tak. Śpij - pogładził ją po włosach.
- Budzik nastaw - otworzyła jeszcze na moment oczy.
- Tak, tak - odparł, nim zasnęła. Utkwił wzrok w jej twarzy - uwielbiał ją obserwować. Zastanawiał się, co jej się śni...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Anna Z
gaduła.
Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 174 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 10:44, 29 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Bardzo się cieszę, ze kontynuujesz opowiadanie. U ciebie jest to, czego niestety brak w serialu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
gość
gaduła.
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 3183
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:42, 30 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Aniu, jak zwykle ślicznie! Bardzo Ci dziękuję!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
tusia2222
Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 68
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wałbrzych
|
Wysłany: Śro 15:19, 31 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Cz. IX
Lena szybko wybiegła z mieszkania. Po jej twarzy spływały gorzkie łzy. Kobieta nie mogła uwierzy w to, co usłyszała. Jak on mógł jej to zrobić? No jak? Obiecywał, że będzie ją wspierał. Przecież tak strasznie się cieszył, że zostanie ojcem. Już planował, że będzie je uczył chodzić, mówić, grać w piłkę. A teraz co? Tak nagle zmienił zdanie?
Lena wyciągnęła telefon i wybrała numer Zosi. Musiała z kimś porozmawiać. Czuła, że sama nie da sobie rady z tym wszystkim.
- Zośka, odbierz.- powiedziała do słuchawki i już po chwili usłyszała głos przyjaciółki.
- Halo, Lenka?
- No nareszcie. Słuchaj… Czy… To znaczy ja wiem, że musisz się pakować i w ogóle, ale może znajdziesz dla mnie chwilę? Chciałabym pogadać.
- Przeprasza cię bardzo, ale za pół godziny jadę na lotnisko.
- Aaa…- odpowiedziała smutno Starska.
- Lenka?- zapytała zaniepokojona Zosia.- Stało się coś?
- Nie, nie. Nic się nie dzieje. Wiesz co, nie będę ci przeszkadzać.
- Ale…- zaczęła Burska i zanim zdążyła coś powiedzieć, Lena rozłączyła się.
Starska ponownie otarła łzy z twarzy. Nie wiedziała, co ma robić. Nie chciała jeszcze wracać do domu, do Witka. Musiała to sobie wszystko przemyśleć. Tylko, że to nie jest takie proste…
Po chwili kobieta ponownie spojrzała na telefon i wybrała kolejny numer.
- Halo? Cześć, Hana. Nie przeszkadzam?
- Nie, no coś ty. Właśnie kończę pracę.
- Słuchaj… Znalazłabyś dla mnie chwilę?
- No pewnie. Jakoś nie mam ochoty wracać do pustego domu. A stało się coś?
- Nie, to znaczy tak, to znaczy…. Muszę z kimś pogadać. To co? Może w parku przy szpitalu?
- Jestem za. Jeszcze nie za bardzo orientuję się gdzie co jest.
- No to super. Będę za jakieś 10 minut.- powiedziała nieco weselszym tonem Lena i rozłączyła się.
***
Latoszek cały czas próbował dodzwonić się do Starskiej, jednak na marne. Mężczyzna coraz bardziej zaczynał się martwić o ukochaną. Lena wyszła, a właściwie wybiegła z mieszkania bardzo zdenerwowana, co w jej stanie mogło skończyć się nienajlepiej. W końcu wybrał numer Zośki i już po chwili usłyszał jej głos w telefonie.
- No hej Witek.
- Cześć. Słuchaj, Zosia… Nie kontaktowała się może z tobą Lena?
- No dzwoniła do mnie jakiś kwadrans temu, ale… Witek? Stało się coś?- zapytała podejrzliwie.
- Nie, tylko… Trochę się poprztykaliśmy.
- Jesteście niemożliwi. Wiesz, że ona nie może się denerwować?
- Zośka, mnie tego nie musisz tłumaczyć, ale dobrze wiesz, jaka jest nasza sytuacja.
- No wiem, ale musisz ją zrozumieć. Lena jest teraz przede wszystkim kobietą, nie lekarzem i nic na to nie poradzisz.
- Może. Wiesz co, kończę. Może uda mi się do niej dodzwonić. Spokojnej podróży.
- Dzięki… Aha Witek.
- Tak?
- Nie bądź dla niej zbyt ostry.
- Postaram się. Na razie.- oparł i rozłączył się poczym ponownie wybrał numer ukochanej.
W tym samym czasie Lena właśnie dochodziła do parku przy szpitalu. Przez cały czas wsłuchiwała się w dźwięk dzwoniącego telefonu, jednak nawet przez chwilę nie miała zamiaru go odebrać. Jeszcze nie była gotowa, by porozmawiać z Witkiem. Jeszcze nie teraz..
Nagle Starska zauważyła, że Hana jest już na miejscu i szybko do niej podeszła.
- Cześć.- przywitała się z kobietą.
- No hej.- odpowiedziała Hana i wesoło uśmiechnęła się.- Cieszę się, że zadzwoniłaś. Jeszcze nikogo tu nie znam i… -nagle przerwała, ponieważ zauważyła smutne, zaczerwienione od płaczu, oczy Leny.- Boże, Lena. Stało się?
W tym momencie Starska nie wytrzymała i rozpłakała się na dobre. Nie mogła już dłużej dusić w sobie emocji.
- No bo.. Bo… Wszystko jest takie… bez sensu.- powiedziała drżącym głosem Lena i usiadła na najbliższej wolnej ławeczce.
Hana w oka mgnieniu znalazła się przy niej.
- Chodzi o ciążę tak?
Lena pokiwała głową.
- I o ciążę i o Witka. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne.
- No ale co się stało? Przecież jeszcze rano oboje byliście tacy szczęśliwi i co? Tak nagle się to zmieniło?
- No właśnie… Sama chciałabym to zrozumieć.- odparła Lena i opowiedziała dziewczynie o wizycie u pani profesor i o kłótni z Witkiem. Hana słuchała z uwagą co chwilę kręciła z niedowierzeniem głową. W końcu powiedziała:
- Lena… Ja wiem, że jesteś w trudnej sytuacji. Dopiero skończyłaś brać chemie i… zresztą ty sama najlepiej wiesz, ale ja uważam, że podjęłaś dobrą decyzję.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Wiele kobiet chorych na raka zachodziło w ciążę i rodziło dzieci. Zdrowe dzieci, rozumiesz?
Lena pokiwała głową a jej humor zaczynał się diametralnie zmieniać. W końcu był ktoś, kto ją rozumiał i w pełni popierał jej decyzję.
- Więc niby dlaczego ty miałabyś być wyjątkiem? Lena, posłuchaj. Będziesz pod stałą opieką lekarską, zrobimy wszystko, aby było dobrze. I dla ciebie i dla maleństwa- powiedziała wesoło Hana.
- Dziękuję ci.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłam.
- Oj zrobiłaś.- odparła Lena. - Potrzebowałam takiej rozmowy, poza tym…- nagle przerwała, ponieważ jej telefon znowu zaczął dzwonić jak opętany. Spojrzała na wyświetlacz i powiedziała:
- To Witek.
- Myślę, że powinnaś z nim porozmawiać.
- Wiesz, chyba masz rację. W końcu nie mogę się przed nim ukrywać w nieskończoność.
- Też tak uważam. To co? Ja już będę uciekała.
- Ale…
- Nie ma żadnego ,,ale,,. Poza tym ty masz misję do spełnienia.- powiedziała Hana pokazując na wciąż dzwoniący telefon.
- No dobrze. Jeszcze raz dziękuję.
Panie powitały się i już po chwili Lena została sam na sam z telefonem. Wzięła głęboki oddech i odebrała połączenie.
- Halo?
- No Lena, nareszcie! Dlaczego nie odbierasz? Nawet nie wiesz, jak się martwiłem.
- Przepraszam. Musiałam sobie to wszystko przemyśleć.
- No niech ci będzie.- powiedział już nieco spokojniejszym głosem Witek.- A gdzie ty teraz jesteś?
- W parku koło szpitala. Rozmawiałam z Haną.
- To poczekaj tam na mnie. Zaraz do ciebie dojdę.
- Nie, nie trzeba. Ja i tak już wracam do domu.
- Na pewno? Bo jak chcesz, to mogę przyjść.
- Na pewno. Nie musisz się o mnie martwić.
- No dobrze. W takim razie czekam.
- Pa.- powiedziała Lena i rozłączyła się, a następnie skierowała się w stronę mieszkania.
Niecałe piętnaście minut później stała już przed drzwiami. Starska trochę się bała. Wiedziała, że czeka ją poważna rozmowa z ukochanym, ale ponieważ chciała już mieć ją za sobą, pewnie pchnęła drzwi.
Gdy Latoszek usłyszał dźwięk kluczy, od razu zerwał się z kanapy stanął jak na baczność. Dopiero gdy zobaczył Lenę całą i zdrową, odetchnął z ulgą.
- Już jestem.- powiedziała niepewnie Lena.
- Widzę. I… I bardzo się cieszę.
Kobieta zdjęła płaszcz i usiadła na kanapie.
Latoszek w jednej sekundzie znalazł się przy niej.
- Witek…
- Lena…
Powiedzieli jednocześnie i mimowolnie roześmiali się.
- Mów pierwsza.
- Nie, nie.- odparła Lena.- Ty mów.
- No dobrze. Bo widzisz… Tak sobie siedziałem i myślałem i doszedłem do wniosku, że musimy kupić mieszkanie.- powiedział niemal jednym tchem Witek.
- Co? O czym ty mówisz? Chcesz, żebym się wyprowadziła?
- Oj Lena, Lena.. Ty i te twoje pomysły.
- No to? O co chodzi?
- Po prostu uważam, że w tym dwupokojowym mieszkaniu ciężko będzie nam się w trójkę pomieścić.
- W trójkę?- zapytała Lena i po chwili uzmysłowiła sobie, co ukochany stara jej się przez to powiedzieć. – To znaczy, że…?
- To znaczy, że zrobię wszystko, dosłownie wszystko, aby za 7 miesięcy mieć koło siebie kobietę mojego życia oraz zdrowe piękne maleństwo, które będziemy kochać najmocniej na świecie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Aleks
Dołączył: 25 Mar 2011
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Śro 16:49, 31 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Pięknie.A końcówka mnie rozwaliła.W sensie ,że pozytywnie
Tak szczerze,to ty kończyłaś moze polonistykę albo coś takiego?
Bo pięknie piszesz. Tak bez błędów i w ogóle. Ekstra.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|