Forum Anita Sokołowska Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

:)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 97, 98, 99 ... 194, 195, 196  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Anita Sokołowska Strona Główna -> Anita w (mediach) prasie, TV... :)
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
FABIAN2
gaduła.



Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 11687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 122 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:33, 04 Paź 2008    Temat postu:

To będzie Blitzkrieg
- W naszym "Witaj/Żegnaj" poznamy kilkuset bohaterów. Kiedy w przeciągu kilku minut aktor wciela się w kilka różnych ról, ocieramy się prawie o schizofrenię. Nie mogliśmy robić tego jak tradycyjną sztukę, wgłębiając się w postaci, w świat przedstawiony, w monologi wewnętrzne rodem z Czechowa - reżyser Jan Klata opowiada o swej najnowszej sztuce inaugurującej Festiwal Prapremier w Bydgoszczy.

«Publiczność zobaczy na scenie jedno przedstawienie, a drugie odbywać się będzie w tym czasie w kulisach - mówił Jan Klata. - Tam dzieje się istny film katastroficzny! W pogotowiu jest cały zespół techniczny. Podczas 12-godzinnych prób cichaczem wcinali banany, batony i napoje energetyzujące, wzorcowo czuwając nad sytuacją

Długo szukałem sztuki, którą chciałbym wystawić. Nie chciałem przepracowywać tekstów już dobrze znanych, zależało mi na czymś świeżym i nowym. Po sukcesie "Transferu!" dostałem wiele propozycji, by w podobny sposób opowiadać o innych problemach i innych uciemiężonych. Można byłoby pójść tym tropem, stawiać na scenie świadków historii i pozwalać im opowiadać o życiu, ale nie chciałem już robić nic transferopodobnego. Kiedy trafiłem na tekst amerykańskiej dramatopisarki Suzan Lori-Parks, wiedziałem, że to właśnie go wezmę na warsztat. "365 sztuk/365 dni" okazało się być tym, czego poszukiwałem. Od początku wiedziałem, że wystawienie tego było projektem bardzo ryzykownym. Nie było jeszcze w historii teatru tak precedensowego przypadku. To niezwykle egzotyczne, odświeżające pracę doświadczenie.

Ze sztuk przygotowanych na każdy dzień roku wybraliśmy kilka, kilkanaście. Ile? Sam nie mogę się doliczyć! Dopiero na próbie generalnej zdecydujemy, ile ostatecznie pozostawimy. Zaczęliśmy pracę na tym wiedząc, że z części nich będziemy musieli zrezygnować. I to wcale nie dlatego, że są słabsze, krótsze, źle przygotowane! Po prostu nie pasowały do formuły, którą wybraliśmy. Do wielu swoich postaci aktorzy zdążyli się już przyzwyczaić, o wiele walczyli ze łzami w oczach. Ale to znalezienie formy, sposobu na przeskakiwanie z jednej roli w drugą było dla nas najważniejsze. Na scenie znajdzie się 11 aktorów. Każdy z nich odgrywa kilkadziesiąt postaci. W rezultacie w naszym "Witaj/Żegnaj" poznamy kilkuset bohaterów. Kiedy w przeciągu kilku minut aktor wciela się w kilka różnych ról, ocieramy się prawie o schizofrenię. Nie mogliśmy robić tego jak tradycyjną sztukę, wgłębiając się w postaci, w świat przedstawiony, w monologi wewnętrzne rodem z Czechowa. Takie działanie nie wyszłoby nam na dobre.

A czy widz przy tylu przeskakujących rolach zdąży przywiązać się do postaci? To zależy, jak szybko się przywiązuje (śmiech). Przywiązywanie się do bohaterów zmieniło się od czasu, gdy wynaleziono pilota do telewizora. Nie potrzebujemy wgłębiać się w postać. Jeden pstryk i poznajemy już inną, której losy śledzimy przyklejeni do ekranu. Tak oglądamy świat. Podobnie będzie na scenie - znajdzie się przecież na niej nasze życie. Ta sztuka ma być naszym specyficznym zwierciadłem, w którym odbija się świat. Ale jest ono nieźle strzaskane. Próbujemy ten świat złożyć z fragmentów. Ten spektakl z zasady jest fragmentaryczny, porwany, przypomina trochę oderwane od siebie historyjki, jak z rysunków Marka Raczkowskiego. Nie ma tam powtarzających się postaci. Przewija się tu jedynie wojna, ale też nie jakaś konkretna. To obraz wojny od czasów prehistorycznych aż po te, które nadejdą.

Ale widz nie musi się martwić! Bez problemu odnajdzie się w tym pozornym bałaganie. Dzisiaj teatr musi być alternatywą dla konkurencyjnego kina, telewizji i koncertów. Nie chodzi jednak o to, by dogodzić publiczności. Mówienie "Ja! ja! ja! Twórca! Chodźcie i patrzcie na wykwity, ektoplazmy mojej wyobraźni!" też jest złe. Przygotowując sztukę, myślę o publiczności. Przygotowaliśmy więc coś dla widza nie tylko gotowego na hardcorowe przedsięwzięcie. Będzie tu sporo zabawy w odnajdywaniu nawiązań, zabawa z konwencjami i kulturowymi kliszami. Ciekaw jestem, czy uda się je dostrzec - trochę z teatru greckiego, trochę z Szekspira. Jedno jest pewne: będzie wielkie bum, to będzie Blitzkrieg! Aktorzy będą niczym kamikadze w każdym swoim wyjściu - wykonają piękny, niezapomniany lot. A publiczność? Na pewno się nie znudzi. Będzie się dobrze bawiła. Wystarczy, że zje coś wcześniej i zrobi siusiu. Sami jeszcze nie wiemy, ile sztuka potrwa - może 45 sekund, może 16 godzin (śmiech).»

"To będzie Blitzkrieg"
not. mił
Gazeta Wyborcza - Bydgoszcz nr 233 online
Link do źródła
04-10-2008
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Bydgoszcz. Klata otwiera Prapremiery
Spektaklem "Witaj/Żegnaj" w reżyserii Jana Klaty i wykonaniu aktorów bydgoskiego Teatru Polskiego rozpocznie się w niedzielę kolejna edycja "Festiwalu prapremier" w Bydgoszczy. W tym roku pokazanych zostanie 14 najciekawszych spektakli ubiegłego sezonu.

Przedstawienie przygotowane przez gospodarzy jest wyjątkiem - sztuka amerykańskiej autorki Suzan Lori-Parks - będzie miało w niedzielę swoją polską prapremierę. Jan Klata jest nie tylko jego reżyserem, ale także opracował tekst i przygotował oprawę muzyczną przedstawienia.

Oryginalny tekst zaczął powstawać w 2002 roku pod tytułem "365 dni/365 sztuk", a autorka postanowiła stworzyć sztukę, która mogłaby być grana przez cały rok, po jednej sztuce na każdy dzień. Powstał w ten sposób trwający do 2007 roku projekt artystyczny, w który zaangażowało się w USA około 700 teatrów profesjonalnych i amatorskich, wystawiających kolejne "odcinki" dramatu.

Przygotowana w Bydgoszczy przez Jana Klatę inscenizacja będzie powstawała do dnia premiery, a reżyser zachowuje w tajemnicy informację o tym, ile spośród 365 sztuk ostatecznie złoży się na spektakl i ile czasu on potrwa. Na scenie pojawi się jedenastu aktorów bydgoskiej sceny, z których każdy ma do odegrania kilkadziesiąt różnych ról.

- Poszczególne sztuki trwają od 40 sekund do 4-5 minut. Nie są to jakieś odcinki jednej historii, ale raczej próba opisu świata na podstawie oderwanych fragmentów; istnieją powiązania między zdarzeniami, ale nie wprost - powiedział w czwartek Jan Klata.

W festiwalowym konkursie zostaną w tym roku pokazane prapremiery przygotowane w ubiegłym sezonie przez: Teatr Jeleniogórski, Teatr Studio i Teatr Montownia z Warszawy, Stary Teatr i Teatr Łaźnia z Krakowa, Teatr im. J. Kochanowskiego z Opola, Teatr Dramatyczny z Wałbrzycha, Teatr im. W. Horzycy z Torunia i Scenę Prapremier In Vitro z Lublina. Gospodarze zaprezentują dwa ubiegłoroczne spektakle.

- Sama idea prapremier jest świetna, ale ważne jest też podkreślenie tego, o czym się teraz mówi w teatrze. W tym roku mamy trzy obszary tematyczne: pamięć, mit i współczesne źródła inspiracji takie jak np. blogi - powiedział Paweł Łysak, dyrektor Teatru Polskiego.

Jury festiwalu tworzą w tym roku: Krzysztof Mieszkowski (dyrektor Teatru Polskiego z Wrocławia), Waldemar Zawodziński (dyrektor Teatru im. Jaracza w Łodzi) i Jan Buchwald (dyrektor Teatru Powszechnego w Warszawie). Wyniki konkursu festiwalowego zostaną ogłoszone 12 października.

PAP
03-10-2008


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez FABIAN2 dnia Sob 12:37, 04 Paź 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FABIAN2
gaduła.



Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 11687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 122 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:12, 07 Paź 2008    Temat postu:

Reportaż z próby generalnej "Witaj/Żegnaj" Jana Klaty, spektaklu otwierającego bydgoski Festiwal Prapremier w Teatrze Polskim

[link widoczny dla zalogowanych]


Nasz świat w kawałkach
"Witaj/Żegnaj" w reż. Jana Klaty w Teatrze Polskim w Bydgoszczy na Festiwalu Prapremier. Pisze Michalina Łubecka w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

«Genialna w swojej formie, niezwykła w treści i bardzo sprawna w wykonaniu - taka była niedzielna premiera najnowszej sztuki Jana Klaty "Witaj/Żegnaj". Inauguracja Festiwalu Prapremier wbrew obawom nie trwała kilkunastu godzin, a niecałe trzy, i zakończyła się gromkimi oklaskami.

Idzie człowiek do teatru i myśli naiwnie, że sztuka da mu mądrą receptę: na życie, na związki, na problemy w pracy, a jak się poszczęści, to może nawet na kryzys finansowy w Stanach i problem z odetkaniem kuchennego zlewu. Ale wybiera się na nową realizację Jana Klaty, o - jak zapewnia reżyser - świecie, i ręce załamuje. Od początku wszystko jest... jakoś nie tak. Cóż to za cudaczne okrzyki zamiast trzech dzwonków zwiastujących początek przedstawienia? Jacyś dziwni ludzie kładą się na podłodze teatralnego foyer i wydają z siebie tajemnicze "hulabula... hulabula". Dobrze, że po chwili można już bezpiecznie zasiąść w fotelu przed dużą sceną i czekać na podniesienie kurtyny. Tu wszystko wygląda dość normalnie. Co więcej - wygląda lepiej - w ruch po chwili idzie bowiem obrotowa scena! Ta sama, która kojarzy się z grzecznym teatrem, z rewią i zabawą na wysokim poziomie. Nie ma więc czego się bać. Zaraz rozpocznie się piękna opowieść o życiu, pewnie bohaterskim, kto wie... może nawet o szczęśliwej miłości. I historia rzeczywiście zaczyna się już po chwili. Ale nie dla tych, którzy szukają odpowiedzi i wskazówek.

Jan Klata odważnie sięgnął po projekt Suzan Lori-Parks "365 Dni/365 Sztuk". Z przedstawień granych przez cały rok przez 700 amerykańskich teatrów wybrał tylko kilkanaście, które złożyły się na najnowszą produkcję bydgoskiego Teatru Polskiego "Witaj/Żegnaj". Zaprzągł do pracy 11 aktorów, którym przydzielił po kilkadziesiąt różnych ról. Każdy z nich świetnie spisał się na scenie. Na uznanie zasługuje nie tylko to, jak świetnie poruszali się po scenie i sprawnie przeskakiwali z roli w rolę. Na widowni można było poczuć entuzjazm, z którym grali. Rewelacyjne były szczególnie Beata Bandurska oraz Anita Sokołowska. Sugestywni i niezwykle plastyczni byli Mateusz Łasowski, Michał Majnicz, a także Roland Nowak. Cały zespół świetnie odnalazł się w scenografii autorstwa Justyny Łagowskiej. To dzięki jej rozwiązaniom dekoratorskim gra nie traciła dynamizmu.

Spektakl "Witaj/Żegnaj" przypomina skakanie po telewizyjnych kanałach - w kilka chwil z jednych scen przechodzimy w inne, czasem nawet nie zastanawiając się nad ich sensem, chłonąc je, śmiejąc się z zaobserwowanej sytuacji. Świat w tej sztuce jest tak poszarpany jak historie jej bohaterów. Niepotrzebnie trudzi się widz, który chce szukać tam lejtmotywu, powracających postaci, składając ich życia w konkretną całość. Można, ale - zwyczajnie po co? To opowieść skrząca się nie tylko dobrym humorem, ale i świetnymi pomysłami - to właśnie na nich należy skupić całą swoją uwagę. Bohaterowie widowiskowo nimi żonglują. W tym świecie żołnierze powracają po wojnie do znudzonych żon, nie mając na sobie pięknych mundurów, ale płaszcze ortalionowe z motywem moro, muzyka Wagnera kojarzy się im jedynie z helikopterami i "Czasem apokalipsy" Coppoli, Hamlet z nocnymi zwidami, a tragedia ze śmiercią na scenie. Choć widz świetnie się bawi luźnymi skojarzeniami, ma świadomość, że spektakl nie jest pozbawiony refleksji.

O całej sztuce można opowiadać tylko w jeden sposób: obrazami, urwanymi scenami i, na Boga, nie bawiąc się przy tym w Wielkiego Interpretatora! Pewnie, można stanąć w konkursie i starać się dostrzec nawiązania do tekstów kultury. Można w spadających przez cały spektakl workach foliowych widzieć rzekomo najpiękniejszą chwilę uchwyconą w filmie "American Beauty", a w aktorach ubranych od góry do dołu w dżinsy (dobry pomysł i świetna realizacja pomysłu autora kostiumów Mirka Kaczmarka) i policyjne okulary przeciwsłoneczne - amerykański sen. Należy jednak do tego podejść z dystansem, który sugeruje nam reżyser. Dał nam świat w kawałkach, mozaikę historii, puzzle, których nie musimy składać w całość, a którymi możemy bawić się jak on sam. Rozsypać, odwrócić i złożyć jeszcze raz.»

"Nasz świat w kawałkach"
Michalina Łubecka
Gazeta Wyborcza - Bydgoszcz nr 235
Link do źródła
07-10-2008

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Apokalipsa według Klaty
"Witaj/Żegnaj" w reż. Jana Klaty w Teatrze Polskim w Bydgoszczy na Festiwalu Prapremier. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.

«"Witaj/Żegnaj" w Teatrze Polskim w Bydgoszczy to dowód kryzysu modnego reżysera. Najbardziej boli i irytuje głęboka przepaść między założeniami inscenizacji a ich odbiciem na scenie. Nie pierwszy raz Jan Klata rysuje świat komiksową kreską, o "Witaj/Żegnaj" trudno się jednak nawet z nim pokłócić.

Długo oczekiwane "Witaj/Zegnaj" Suzan-Lori Parks w reżyserii Jana Klaty jawi się jako wielka mistyfikacja. Przedstawienie udaje mocny teatr, a karkołomny w zamyśle tekst amerykańskiej pisarki - literaturę. Całość podszywająca się pod wielką metaforę współczesności dowodzi zaś, że estetyka teatru Klaty na naszych oczach fundamentalnie się wyczerpała.

Najpierw była wielka obietnica. W programie tegorocznego Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy ("Witaj/Zegnaj" w wykonaniu zespołu tamtejszego Teatru Polskiego w niedzielę otworzyło imprezę) czytam słowa dyrektora bydgoskiej sceny Pawła Łysaka o tym, że spektakl "będzie uzurpował sobie prawo pokazania świata w jednej chwili i w całości jak na rodzinnej fotografii". Wyżej mierzyć nie sposób.

A skoro miało tak być, a na dodatek w przedpremierowych spekulacjach mówiono, że widowisko będzie trwać sześć godzin, można się było spodziewać opus magnum Jana Klaty. Dzieła w najbardziej bezkompromisowy sposób mierzącego się z dzisiejszą rzeczywistością, stanowiącego summę jego dotychczasowych doświadczeń. I w wielu punktach dla artysty granicznego. Przecież dotychczas mierzył się on z szeroko rozumianą klasyką, a jeśli nie - wystawiał własne teksty. Także i pod tym względem bydgoskie przedstawienie mogło stanowić przełom.

Sam Klata nazywa "Witaj/Zegnaj" przypadkiem precedensowym. W oryginale rzecz nie przypadkiem nosi tytuł "365 dni/365 sztuk". Projekt Suzan-Lori Parks zakładał, że na każdy dzień roku przypadać będzie jedna sztuka. Podjęło go między 2002 a 2007 rokiem 700 teatralnych miejsc - od wielkich scen repertuarowych po amatorskie zespoły. Oddźwięk był zatem olbrzymi, lecz po bydgoskim spektaklu wydaje się, że niezasłużony. Być może karkołomne przedsięwzięcie Parks spełniło jakąś społeczno-terapeutyczną funkcję, jednak artystycznie wydaje się czystą grafomanią. I to z gatunku tych szczególnie nieprzyjemnych, bowiem roszczących sobie pretensje do rozwikłania na własny rachunek wszystkich tajemnic współczesności. Ambicje Parks są wprost proporcjonalne do zbanalizowania jej wywodów. A ingerencje reżysera dodatkowo pogarszają sytuację. Jan Klata na scenie Teatru Polskiego zostawia z cyklu Parks kilkadziesiąt fragmentów. Powiedzieć historii znaczyłoby skłamać, bo sceniczne sekwencje w istocie opowieściami nie są. Przypominają czasem drobne etiudy ruchowe, zbiorowe układy choreograficzne, najczęściej zaś kabaretowe skecze i gagi. Przed oczami widzów przesuwa się korowód kilkuset pewnie postaci. Aktorzy dostają po kilkadziesiąt sekund, by wyposażyć je w jakikolwiek charakterystyczny rys, z góry stojąc na przegranej pozycji. Dlatego pozostaje skupiać się na detalach

kostiumów czy próbować rozkładać na czynniki pierwsze język bohaterów. Można też próbować śledzić zasady adaptacji scenicznej utworu. Za każdym razem jednak rozliczenie wychodzi na minus. "Zegnaj/Witaj" - tak w tej koncepcji być musiało - jest tylko przedstawieniem tła. Spokojnie wyobrażam sobie, że ktoś wychodzi w trakcie seansu na kawę, a potem jak gdyby nigdy nic wraca na swoje miejsce. Traci kilka ułamków całości, ale nie zmienia na nią spojrzenia.

Spektakl w Polskim zamiast projektowanych niegdyś sześciu godzin trwa niespełna trzy. Jeśli łączyć go ściśle z projektem 365 sztuk na 365 dni, na każdą z nich wypadnie niespełna pół minuty. A mogłoby jeszcze mniej, bo bez trudu wyobrażam sobie kolejny skrót, powiedzmy o połowę. Co więcej, przyniósłby pełnemu dramaturgicznych dziur i niekoniecznych scen spektaklowi tylko korzyść. Najbardziej boli i irytuje jednak co innego. Głęboka przepaść między założeniami inscenizacji ("pokazanie świata w jednej chwili i w całości") a ich odbiciem na scenie. Nie pierwszy raz Klata rysuje świat komiksową kreską, ale o "Witaj/Żegnaj" nawet trudno się z nim pokłócić. Ma bowiem do zaproponowania tylko kilka myśli wcale nienowych, i to łatwych do wyczytania w codziennych porcjach newsów. Dowiadujemy się zatem, że historię współczesności piszą pospołu wielkie szlagiery tych najważniejszych i nieco mniej istotnych zespołów rockowych, kursy akcji na giełdach światowych i rozmiary biustów różnej maści celebrities. Ze nasze czasy trawią wojny i co rusz wracają z nich pokaleczeni duchowo mężczyźni. Że rodziny znajdują się w totalnej rozsypce i tylko kretyn widziałby w nich podstawową komórkę społeczeństw. A te ostatnie też są bardzo chore, bo dopuszczają przemoc i szaleńczą pogoń za bogactwem. Na domiar złego degeneracji ulega język zamieniony w medialno-uliczną nowomowę. Słowem, apokalipsa niby globalna, a w wymiarze myśli kieszonkowa.

Scenki autorstwa amerykańskiej pisarki nie wnoszą, jeśli sądzić po bydgoskim widowisku, niczego więcej ponad te obserwacje. Czasem Parks wplecie gdzieś cytat z Szekspira albo bezpośrednie odwołanie do antyku, żeby nie było, że ma wąskie horyzonty. Klata dokłada do tego gierki z Mickiewiczem, Piłsudskim, Wałęsą czy Balcerowiczem - w końcu rzecz powinna mieć również polski kontekst. Czasem to bywa i zabawne, jednak koncepty autorski i reżysera działają na bardzo krótką metę. Nie chcę domyślać się, co było w dłuższej, skracanej na gwałt przed premierą wersji przedstawienia. W wersji pokazanej publiczności też roi się od powtórzeń.

Ogląda się to wszystko raz lepiej, raz gorzej, zachodząc w głowę, co w istocie oprócz tytułu uwiodło twórcę w 365 sztukach na 365 dni. Chwilami widowisko, choć poszatkowane niczym kapusta na bigos, nabiera prawdziwego tempa, a niektóre rozwiązania Klaty mogą imponować kuglarską zręcznością. Z uznaniem patrzy się na zaangażowanie aktorów Polskiego, choć reżyser oczekuje od nich przede wszystkim gimnastycznej sprawności. Zatem tańczą, szaleją i wymachują głowami, zazwyczaj zapominając o interpretacji szczątkowo rysowanych w scenariuszu ról. W efekcie przedstawienie niebezpiecznie przypomina rozciągnięty ponad miarę sitcom. Gag goni skecz, a zachwycona publiczność złożona z fanów wciąż modnego artysty pokłada się ze śmiechu. W walce o rechot widza trudno doszukać się spójnej konwencji grania.

Wyraźnie widać też, kto styl Klaty czuje, a kto jest kompletnie nie na miejscu. Z konfrontacji najlepiej wychodzi Anita Sokołowska, bo jej energia nie jest tylko pustym efektem, a częścią przedstawianego w urywkach komiksu. Tak czy inaczej na jej wejścia się czeka.

Klata rozgrywa inscenizację na kręcącej się bez przerwy obrotówce i ten nieustanny ruch jest jedyną metaforą, która mu się udała. Najlepiej zaś wypadają sceny bez słów, gdy karuzela świata gna sama w rytm muzyki jak zwykle dobrze dobieranej przez reżysera. Wtedy na chwilę można zapomnieć o foliówkach wciąż spadających z sufitu na głowy bohaterów - takiego zobrazowania zgniłego kapitalizmu nie powstydziliby się socrealiści.

Prawdziwy paradoks przedstawienia tkwi właśnie w mistyfikacji. "Witaj/Żegnaj" ma być zaproszeniem do rozmowy o współczesności, a jednocześnie, biorąc ją nieustannie w cudzysłów, w istocie wszelką dyskusję unieważnia. I pod tym względem rzeczywiście jest dla Jana Klaty punktem granicznym. Obrana estetyka do cna się wyczerpała, teraz trzeba będzie szybko wynaleźć nową.»

"Apokalipsa według Klaty"
Jacek Wakar
Dziennik nr 235
07-10-2008


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez FABIAN2 dnia Wto 15:38, 07 Paź 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FABIAN2
gaduła.



Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 11687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 122 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:40, 08 Paź 2008    Temat postu:

Jana Klaty teatralna doktryna szoku
"Witaj/Żegnaj" w reż. Jana Klaty w Teatrze Polskim w Bydgoszczy na Festiwalu Prapremier. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

«"Witaj/Żegnaj" otwierający Festiwal Prapremier w Bydgoszczy to spektakl, z którego po godzinie ma się ochotę uciec. Pułapka polega jednak na tym, że uciekłoby się do tego samego. Jan Klata tylko odtworzył nasz sposób doświadczania rzeczywistości.

Suzan Lori Parks (ur. 1964) przez cały rok pisała jedną sztukę teatralną dziennie. Pierwsza czarnoskóra pisarka i scenarzystka, która zdobyła Nagrodę Pulitzera w dziedzinie dramatu (2002, za "Topdog/Underdog") rozpoczęła swój projekt 13 listopada 2002 r. Po roku, gdy codzienne tworzenie dramatu weszło jej w krew jak mycie zębów czy modlitwa, niezwykły zbiór/dramat/pamiętnik "365 dni/365 sztuk" wylądował w szufladzie.

Dopiero w 2006 roku znajoma producentka Bonnie Metzgar namówiła autorkę do wystawienia całości siłami kilkudziesięciu grup teatralnych. Teatry uniwersyteckie i zawodowe, kabarety i opery w USA przez cały rok wystawiały kilku- i kilkudziesięciostronicowe miniatury Parks. Prasa zachłystywała się rozmachem projektu, liczyła sceny i aktorów, odnotowywała rekordy.

Wśrod zachwytów nad skalą przedsięwzięcia przestał mieć znaczenie temat czy jakość sztuk. Kwitowano je skrótami w stylu "o wojnie, rodzinie, Johnnym Cashu, Barrym Whicie i wszystkim, co wpadło jej do głowy o poranku", czy "o wszystkim, co pani Parks zobaczyła przez okno samolotu". Na tle wcześniejszych sztuk Parks, badającej granice kulturowe na poziomie międzyludzkich relacji, buntującej się przeciwko pseudopolitycznemu teatrowi nazywanemu przez nią "papierem pakowym z gorących gazetowych nagłówków", "365..." faktycznie trudno potraktować inaczej niż eksperyment formalny z próbą uchwycenia chaosu świadomości współczesnego człowieka.

Autorka, która dorastała w Niemczech, a największe sukcesy osiągnęła, pisząc w "czarnym angielskim z przedmieścia", jak zwykle bawi się w nich językiem. Jak zwykle zachowuje specyficzny humor, który dziś cechuje ambitniejsze spoty reklamowe. Jak zwykle tropi historyczne absurdy. Tony Kushner (autor głośnych "Aniołów w Ameryce") powiedział o jej "Wenus": "spycha klisze i stereotypy rasowe z ciemnych, wypełnionych szeptami niezadowolenia kątów i tylnych rzędów na środek sceny, gdzie ich widok wprawia nas w drżenie".

Czołgający się kochanek

Oparty na fragmentach "365..." spektakl Jana Klaty w drżenie wprawia przede wszystkim niespotykaną w polskim teatrze precyzją wykonania. Jedenastu ubranych w ciemnodżinsowe uniformy aktorów na trzy godziny doskonale zespala się z obrotową sceną.

Choć każdy pojawia się w kilkudziesięciu scenach jako Bach, żona, aktywista, żołnierz, członek chóru, skazaniec, Krwawa Mary, kat, Glenn Gould, berbeć, kochanek, raper - ani przez chwilę nie sprawiają wrażenia, by ich płynne przejścia były jedynie sprawą przypadku. Czołgają się w sztucznej trawie, przechodząc między kolejnymi pomieszczeniami podzielonej na trzy części obrotówki, wykonują układy jak z teledysków, parodiują "podniebny aerobik bezpieczeństwa" wykonywany w samolotach przez stewardesy. Symultanicznie, równo, sprawnie, jakby wszyscy przeszli kurs dla cheerleaderek albo mieli kończyny połączone niewidzialnymi sznurkami.

Naomi Klein pisząc "Doktrynę szoku", nie mogła przewidzieć, że najlepszą ilustracją do jej książki stanie się spektakl polskiego reżysera. U Klaty każda miniscenka to dla widza szok. Już w foyer widzowie trafiają na zespół wykonujący dziką choreografię z elementami tai-chi, gimnastyki a la Falun Gong i gestów z podręczników czarnej magii. Dalej jest tylko mocniej.

Kiedy scena zaczyna się obracać, nie sposób przewidzieć, czy aktorzy pojawią się zaraz wymachując giwerami na masce samochodu czy zaczną przeprowadzać aukcje polskich postaci historycznych - od Jagiełły przez Wałęsę po Balcerowicza - czy pokażą błyskawiczny obrazek z zabaw ojca pedofila z synkiem. Wymienią po jednym zdaniu czy wystawią minimusical? Założą kiczowate jaskrawe płaszcze w wojskową panterkę, peleryny zmieniające ich w Teletubisie czy złote peruki? Zagrają na tle sztucznego nieba, w różowym saloniku mieszczańskim czy celi szpitala psychiatrycznego?

Kolejny obrót sceny - szok. Kolejny skecz - zaskoczenie, spazm śmiechu, euforia.

Życie z YouTube

Scenki nie łącza się tematycznie, najwyżej okazują się różnymi wariantami tej samej historyjki ("mąż wraca z wojny", "co romantyczna pani zobaczyła na niebie", "dwóch osiłków i ich samochód", "kolejka do sali tortur"). Całość przypomina raczej maraton filmików z YouTube czy antologię stripsów (minikomiksów gazetowych). Nie sposób przywiązać się do żadnej konwencji czy postaci.

Reżyser zapowiadał, że pokaże w "Witaj/Żegnaj" doświadczenie współczesnego odbiorcy mediów, do którego codzienności należy zapping (nerwowe przełączanie kanałów telewizora), wyskakujące okienka z reklamami, mijane w zawrotnym tempie billboardy. Wszystko zabiega o nasza uwagę, próbuje choć na chwilę ją zatrzymać, nim pomkniemy dalej, do nowych, przypadkowych wrażeń (często cennych tylko dlatego, że są nowe).

Ten sposób odbioru świata, który w XX w. opisywał z niepokojem i troską Walter Benjamin, dziś nie ma już niemal alternatywy. Spektakl Klaty jest więc nie tylko najsprawniej działającą maszyną teatralną, jaka pojawiła się w polskim teatrze, ale też (mimo całej swej groteskowej konwencji, przerysowania, komizmu) projektem czy eksperymentem badawczym. Nie tylko mówi o współczesnym doświadczeniu, ale odtwarza teatralnymi środkami fragmentaryczność komunikatów, rozproszenie uwagi, nadmiar informacji, danych, wrażeń.

Nie sposób przeczytać wszystkich danych o pogodzie i kolejności piosenek, jakie cały czas biegną po bokach sceny na paskach informacyjnych. Ile etiud, ile ról zachowa się w pamięci? Kilka? Jedno, co pozostanie z pewnością, to wrażenie chaosu, utraty, marnotrawstwa.

Klata, który po rewelacyjnej "Sprawie Dantona" (spektaklowi z Teatru Polskiego we Wrocławiu, który stał się czarnym koniem większości konkursów, plebiscytów i festiwali) zyskał już niemal pozycję "klasyka od spraw uniwersalnych", dużo ryzykował, sięgając po tak nieuporządkowany materiał.

Spektakl odtwarza dzisiejszy sposób uczestnictwa w świecie tak wiernie, że staje się nie do wytrzymania. Ale na tym być może polega jego wartość.»

"Jana Klaty teatralna doktryna szoku"
Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza nr 236
Link do źródła
08-10-2008

.................................................................................................................................................................................
Przemoc w teatrze
"Witaj/Żegnaj" w reż. Jana Klaty w Teatrze Polskim w Bydgoszczy na Festiwalu Prapremier. Pisze Paweł Sztarbowski w Rzeczpospolitej.

«Gdy amerykańska dramatopisarka, Susan-Lori Parks zabierała się za wielki cykl "365 Dni/365 Sztuk", polegający na tym, by na każdy dzień w roku napisać osobną sztukę, nie spodziewała się nawet, że jakikolwiek teatr zainteresuje się jej szalonym projektem. Szybko okazało się, że pomysł został zrealizowany dzięki współpracy, bagatela, siedmiuset różnych instytucji. W Polsce podobny wysiłek podjął Teatr Polski w Bydgoszczy. Jednak zamiast współpracować z kilkoma setkami innych teatrów i rozkładać premiery na cały rok, po prostu namówiono do współpracy jednego z najbardziej nieprzewidywalnych artystów w Polsce - Jana Klatę. Gigantyczny materiał dramaturgiczny w jego spektaklu "Witaj/Żegnaj" został skumulowany do trzygodzinnego spektaklu-fresku rozpisanego na jedenaścioro aktorów, którzy dwoją się i troją, wciąż żonglując sytuacjami i scenkami, bo mimo okrojenia cyklu, każdy nadal ma do zagrania co najmniej po dwadzieścia postaci.

Na początku dwóch aktorów zapowiada, że przedstawienie powinno mieć trzy elementy: początek, środek i koniec. To mocno ironiczna zapowiedź, bo w "Witaj/Żegnaj" właściwie każda scenka mogłaby być początkiem. Całość przypomina maraton kabaretowy, podczas którego wraz z ruchem obrotówki nadjeżdżaja kolejne gagi. Jednak tematyka kolejnych miniatur nie jest już tak śmieszna, bo bohaterami większości są żołnierze, którzy wracają z wojen, rycerze zarzynajacy przeciwników, prymitywni dresiarze przechwalajacy się nową bryką lub ojcowie, którzy znęcają się nad rodzinami. Klata pokazuje, jak przemoc jest stale obecna w naszym życiu i to nie tylko na wielkich wojnach, ale przede wszystkim w codziennych relacjach z innymi ludźmi. Wszystkie wydarzenia na scenie są próbą zainscenizowania telewizyjnej sieczki, a montaż krótkich scenek przypomina skakanie pilotem po różnych kanałach. Raz trafiamy na talk-show, gdzie ktoś odtwarza traumatyczne wydarzenie z życia, innym razem przez chwilę oglądamy film historyczny, czasem wiadomości, a w przerwach oczywiście reklamy. Jednak konstatacja, że w telewizji pokazuje sie przemoc, byłaby nienowa i mocno banalna. Bydgoski spektakl sięga głębiej. Pokazuje jak przemoc zakorzeniona jest w historii i leży tak naprawdę u podstaw kultury. Świadczy o tym seria scenek poświęconych tragedii greckiej i sztukom Szekspira, czy nucenie muzyki Wagnera, które przeradza się w huk kołujących helikopterów. Przemoc jest pożywką także dla teatru. Dlatego pod koniec spektaklu wszyscy aktorzy przekrzykują się wygłaszajac kolejne wielkie monologi. Docierają do nas fragmenty, m.in. z "Makbeta", "Medei", "HamletaMaszyny", przypominając, jak łatwo godzimy się, by przemoc dostarczała nam przyjemności estetycznej.

Najnowszy spektakl Jana Klaty porywa mnogością odniesień, sprawnym warsztatem i znakomitym, zespołowym aktorstwem, ale jednocześnie pozostawia niedosyt, gdyż wszystkim kolejnym scenkom towarzyszy zbyt podobna temperatura. Zabrakło różnorodności stylistyk i większego tonu serio.»

"Przemoc w teatrze"
Paweł Sztarbowski
Rzeczpospolita nr 235/7.10.
08-10-2008
..........................................................................................................................................................................
Pretensje do świata "made by Klata"
"Witaj/Żegnaj" w reż. Jana Klaty w Teatrze Polskim w Bydgoszczy na Festiwalu Prapremier. Piszą (MKJ, BOG) w Gazecie Pomorskiej.

«Czy Jan Klata tegoroczny Festiwal Prapremier w Bydgoszczy wygra - tego nie wiadomo. Ale na pewno klatę po honory wypinać może. Jego spektakl "Witaj/Żegnaj" był wartki, sprawny, znakomicie zagrany i miał przesłanie.

Porwał się Klata z przysłowiową motyką na słońce. Od razu bowiem było wiadomo, że nie da się żywcem przenieść na polski grunt pomysłu Susan Lori-Parks, która napisała 365 sztuk na każdy dzień roku. A chciała w nich ukazać rodzinne zdjęcie świata, ze wszystkimi jego ułomnościami.

Zamiast dwunastu - dwie z hakiem

Jan Klata musiał dokonać skrótu. Pierwsza przymiarka zapowiadała spektakl dwunastogodzinny, potem - o połowę krótszy, na generalnej próbie wyglądało to już tylko na trzy godziny, a w końcu - wyszły dwie godziny z dużym hakiem. I o ten hak w końcu można się trochę spierać. Bo w istocie rodzi się wątpliwość czy po to, by uzmysłowić prawdę tak oczywistą, że żyjemy w wielkim kulturowym śmietnisku, że tempo tego życia jest zawrotne, no i że często - choć niby mówimy to samo - nie potrafimy się ze sobą dogadać - trzeba aż blisko trzy godziny spędzić w teatrze? Jeśli o mnie idzie, to szybciej zaczęła się niepokoić w siedzisku tylna część ciała niż rozkojarzać głowa. Ale to właśnie poczytuję za sukces reżysera, a nade wszystko znakomitego zespołu aktorów. Nie wyróżniam nikogo, ale nie dlatego, że nie chcę komuś zrobić przykrości nie wymieniając nazwiska. Cała jedenastka była świetna i na-. pracowała się na tę dobrą "notkę". A napracowała się naprawdę, gdyż w premierowym spektaklu zmieściło się ledwie niespełna 90 scen, a przygotowanych i "ogranych" aktorzy mieli sporo więcej. Reszta -z karuzeli życia wypadła.

Nie dali się pożreć!

- Czy z tego co wyszło na spektaklu jest pan zadowolony? - zapytałem Jana Klatę w chwilę po tym, gdy umilkły popremierowe oklaski.

- Jestem. Cieszę się, że aktorzy nie dali się pożreć premierowej presji - mówi Jan Klata. - Bawili się tym, co przygotowali. A znaleźli w tych przygotowaniach dużo zawodowej satysfakcji. To naprawdę dobry zespół, z którym i mnie się znakomicie pracowało. No i chyba ta praca nie poszła na marne, bo publiczność świetnie odczytywała nasze pomysły, rozumiała tekst i podteksty. A kilka razy nawet nas zaskoczyła. To nie będzie żadna kurtuazja, jeśli powiem, że na pewno jest to jedna z najlepszych festiwalowych publiczności w Polsce.

Publiczność po spektaklu klaskała długo. Część z tych oklasków przeznaczona też była dla ekipy technicznej, która podczas przedstawienia za kulisami naprawdę musiała dokonywać cudów, by nie dać się zaskoczyć i nie wypaść z tempa gry (trzeba było wepchnąć szpanerską mazdę ze dwa razy, zdejmować i rozwijać trawę, dopilnować, by się aktor nie pomylił lub zwyczajnie zdążył wrzucić na siebie odpowiedni strój). Napracował się tu setnie Maćko Prusak. Bo to on odpowiadał za ruch sceniczny, a ten był imponujący.

Foliowe śmieci i śmieszne dialogi

Całość wyszła przednio i choć z pierwotnego projektu Susan Lori-Park wypadło kilkadziesiąt sztuk, to z tych co zostały Klata skleił wartką historię.

Zaskoczył przede wszystkim drobiazgami, które dodały spektaklowi tzw. smaczku. Na myśli mam spadające zza kurtyny woreczki foliowe. Na początku może drażniły widzów, ale pod koniec spektaklu wiadomo już było, że dzięki nim reżyser podkreślił przesłanie sztuki - życie to śmietnik, który sami jeszcze zapełniamy codziennymi banałami.

To nie koniec. Scenografię obrotowej sceny uzupełniały porozrzucane plastikowe butelki i rozstawione po jej bokach dwa wyświetlacze. Na pierwszym - widza atakowały nazwy światowych metropolii z danymi dotyczącymi temperatur i średnich opadów, a na drugim nazwy legend rocka z ich największymi przebojami, które nadal uchodzą za "kultowe".

Świetne były też dialogi zlepionych przez Klatę sztuk. Kilka, jeśli nawet nie kilkanaście, wręcz porwało widzów, którzy potrafili śmiać się z samych siebie. Przednia była na przykład scena kopania dołu, pieśń o hodowcy świń czy rozmowa dwóch sąsiadek, zakończona rękoczynami w wykonaniu żony poskramiającej "upierdliwego" męża.

Niespotykany był też pomysł z wprowadzeniem na scenę prawdziwego samochodu. Był rekwizytem w scenach prezentujących "prozę życia łysych z bloku obok".

Zabrakło "kopa" na koniec?

Bez dwóch zdań i reżyserowi, i aktorom udało się przedstawić widzom wszystkie negatywne aspekty współczesnego życia - od obłudy, przez chamstwo i ignorancję, po kompleksy oraz małostkowość mieszkańców współczesnego świata. Całości brakuje moim zdaniem tylko mocnego zakończenia, dzięki któremu widz po wyjściu z teatru chciałby natychmiast zrobić coś dla zmiany szarej i zaśmieconej rzeczywistości.

A tak - pozostaje mu tylko świadomość popełnianych grzechów.»

"Pretensje do świata "made by Klata""
(MKJ, BOG)
Gazeta Pomorska nr 235/7.10.
08-10-2008


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez FABIAN2 dnia Śro 15:56, 08 Paź 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FABIAN2
gaduła.



Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 11687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 122 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:27, 13 Paź 2008    Temat postu:

Prapremiery: Grand Prix dla "Ifigenii"!



Wielką Nagrodę VII Festiwalu Prapremier i 10 tys. zł otrzymał spektakl "Ifigenia. Nowa tragedia (według Racine'a)" w reżyserii Michała Zadary Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie

"Ifigenia. Nowa tragedia (według Racine'a)"
Taki był werdykt jury (w składzie: Anna Schiller, Jan Buchwald, Krzysztof Mieszkowski), ogłoszony w niedzielę późnym wieczorem.
6,5 tys zł oraz nagroda za reżyserię (dla Jana Klaty), za scenografię (dla Justyny Łagowskiej) oraz dla zespołu aktorskiego - przypadła spektaklowi "Witaj/Żegnaj" z Teatru Polskiego im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy.

Trzy równorzędne nagrody aktorskie (każda w wysokości 2,5 tys zł) trafiły w ręce: Beaty Bandurskiej - za role w spektaklach: "Witaj/Żegnaj" oraz "Nordost" Teatru Polskiego im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy; Anny Radwan - za rolę Klytamnestry w spektaklu "Ifigenia. Nowa tragedia (według Racine'a)" oraz Adama Nawojczyka - za rolę w spektaklu "blogi.pl" Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie.

Wyróżnienie aktorskie w wysokości 2 tys. zł przyznało także Radio PiK. Nagrodę otrzymał Sławomir Maciejewski za rolę Bernarda z Clairvaux w spektaklu "In Extremis" Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu.

Swą nagrodę - im. Hieronima Konieczki - wręczyła też "Gazeta Wyborcza". Wyróżniliśmy Anitę Sokołowską.

Źródło: Gazeta Wyborcza Bydgoszcz

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Z
gaduła.



Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 174 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:32, 13 Paź 2008    Temat postu:

Fajnie, że Anita otrzymała wyróżnienie.

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kasiaw
Administrator



Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 961
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 56 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:15, 14 Paź 2008    Temat postu:

kolejna nagroda/wyróżnienie do kolekcji. ok


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FABIAN2
gaduła.



Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 11687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 122 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:23, 15 Paź 2008    Temat postu:

Gram w mieście kawiarni
Rozmawiała Michalina Łubecka
2008-10-15, ostatnia aktualizacja 2008-10-15 14:10



Bydgoska publiczność jest niezwykła. Ona nie boi się propozycji, wyzwań intelektualnych, które daje im teatr. Są oczytani, mądrzy, i co najważniejsze - otwarci i skorzy do dyskusji - mówi laureatka Nagrody im. Hieronima Konieczki, Anita Sokołowska

Anita Sokołowska jest laureatką nagrody, którą "Gazeta" przyznaje wyróżniającym się aktorom młodego pokolenia. Doceniiśmy ją za " występ w spektaklach "Nordost" i "O zwierzętach".
Michalina Łubecka: - Wyglądała pani na zaskoczoną nagrodą.

Anita Sokołowska: - Ucieszyłam się! Każda nagroda wiąże się z dowartościowaniem, świadczy o uznaniu dla tego, co się robi. Wcześniej z całym zespołem pracującym nad "Nordost" dostaliśmy Grand Prix 43. Ogólnopolskiego Przeglądu Teatrów Małych Form Kontrapunkt w Szczecinie, a wyróżnienie od "Gazety" jest moją pierwszą indywidualną nagrodą aktorską, więc cieszy to tym bardziej.

Przygoda w Bydgoszczy zaczęła się od "Przebudzenia wiosny".

Wiktor Rubin zaprosił mnie do gościnnego występu na bydgoskich deskach. Nie trafiłam tu sama, a z ludźmi z różnych miast, w podobnym wieku, o równie silnym entuzjazmie. Odnalazłam w tym miejscu bardzo dobrą energię. Jak się okazało, nie tylko w zespole aktorów, ale także na widowni. Po pierwszych spektaklach publiczność podchodziła do nas, chwaląc, jak dobrze czujemy się na scenie. Bardzo dobrze wspominam to doświadczenie, zresztą rola w spektaklu Wiktora Rubina jest jedną z ważniejszych dla mnie. Nauczyłam się tu innego grania - przez widownię. Przekonałam się, że postaci nie trzeba budować psychologicznie, tylko czasem wypowiadać słowa postaci, nie stając się nią. To nauczyło mnie dużego dystansu do siebie.

Dyrektor Paweł Łysak postanowił panią zatrzymać.

Mnie i młodych kolegów, m.in.: Martę Ścisłowicz, Dominikę Biernat, Michała Czachora i Mateusza Łasowskiego. Temu teatrowi brakowało świeżej krwi. Ale powiem szczerze, że gdy przyjechałam tu, by podpisać etat, miałam pewien opór. Wcześniej pracowałam w Teatrze im. Osterwy w Lublinie, łódzkim Teatrze Nowym i w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Zastanawiałam się, czy przenosić się do Bydgoszczy, ale wątpliwości minęły, gdy tylko weszłam do teatru i chwilę porozmawiałam z ludźmi. Mało jest miejsc takich jak to - które miałoby dobry zespół aktorski, chęć do wprowadzania zmian i które robiłoby sensowne rzeczy.

Widownia zaczęła przychodzić do teatru, by obejrzeć serialową doktor Lenę w akcji.

Część może tak, choć staram się bardzo bronić przed tą postacią. Na co dzień gram w serialu "Na dobre i na złe". Sprawia to, że czuję siłę, by trzy razy więcej pracy wkładać w to, co robię na scenie. Widz chce się skonfrontować z postacią z ekranu telewizora, ale ja staram się, by od pierwszych chwil uwierzył w postać, którą akurat gram przed nim.

Choćby w dzielną Tamarę z "Nordost" Grażyny Kani.

To zresztą moja ulubiona postać. I wielkie wyzwanie aktorskie. We trzy, razem z Beatą Bandurską i Dominiką Biernat siedzimy przez półtorej godziny na scenie, opowiadając naszą przygodę na Dubrowce. W tym czasie tylko kilka razy mamy przerwę na oddech, ciągle widać nasze emocje, widz jest atakowany przez nasze opowieści. I jak reaguje? Płacze...

Jeszcze bardziej bezbronny jest, gdy ogląda "O zwierzętach" Łukasza Chotkowskiego.

To spektakl, po którym ludzie muszą dojść do siebie. Czasem nie wiedzą, co ze sobą zrobić na widowni: patrzeć nam w oczy? A może odwrócić głowę? Zamknąć oczy? Uciec myślami czy rozważać każde słowo?

To pierwszy spektakl, w którym tak dużą rolę odegrali bydgoszczanie - już na scenie.

Statystki! One były świetne! Takie otwarcie się teatru na miasto jest super! Zaskoczyło mnie to, jak chętnie ludzie chcą wziąć udział w takich projektach teatralnych, niektórzy przychodzą i otwarcie mówią, że chcą zmienić swoje życie, że czegoś im brakuje. Cała bydgoska publiczność jest niezwykła. Bardzo rzadko zdarza się, że nie mamy kompletu na widowni. Przychodzą licealiści, studenci, starsi. Oni nie boją się propozycji, wyzwań intelektualnych, które daje im teatr. Są oczytani, mądrzy, i co najważniejsze - otwarci i skorzy do dyskusji.

Nie przeniosła się pani jednak do Bydgoszczy na stałe.

Mieszkam w Warszawie, tu przyjeżdżam grać i pracować nad kolejnymi produkcjami. Bywam tu często, szczególnie że i ten sezon zapowiada się pracowicie: niedawna premiera "Witaj/Żegnaj" Jana Klaty, niedługo zaczynamy pracę z Mają Kleczewską nad Czechowem, w styczniu - z Łukaszem Chotkowskim nad Sarah Kane.

A po próbach relaksuje się pani w klubie Mózg?

(śmiech) Tak! Ale to tylko dlatego, że nie ma tu alternatywnego miejsca, które przyciągałoby dobrym towarzystwem i koncertami. Jest Myślęcinek, gdzie chodzę na spacery, ale w niedziele, gdy marzy się o tym, by w ciszy odpocząć, można tam spotkać pół Bydgoszczy. Chętnie spaceruję nad Kanałem, ale zajmuje mi to jakieś 40 minut.

Czegoś tu brakuje?

Kina może, które grałoby coś, co byłoby alternatywą dla amerykańskich produkcji. I internetu - mało jest tu hot spotów, a jeszcze mniej kafejek internetowych. Bydgoszcz ma piękne zakątki - choćby kamienice w okolicach teatru. Odbieram to miasto jako miasto cukierni. Kiedy nie wejdę do którejś z nich, pełne są ludzi. A skoro ludzie mają chęć, czas i pieniądze na siedzenie w kawiarniach, to na pewno byliby też chętni na propozycje innych rozrywek.



Laureaci Nagrody im. Konieczki

Małgorzata Witkowska - sezon 1994/95; Magdalena Woźniak - 1995/96; Witold Szulc - 1995/96; Robert Kibalski - sezon 1998/99; Anna Bonna - sezon 2000/2001; Andrzej Łachański - sezon 2000/2001; Agata Życzkowska - sezon 2001/ 2002; Adam Łoniewski - sezon 2002/2003; Marek Tynda - sezon 2003/2004; Dorota Androsz - sezon 2004/2005; Krystian Wieczorek 2005/2006; Dominika Biernat - 2006/2007; Anita Sokołowska 2007/2008.


[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez FABIAN2 dnia Śro 17:40, 15 Paź 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Z
gaduła.



Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 174 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:06, 15 Paź 2008    Temat postu:

Bardzo ciekawy wywiad i przede wszystkim znacznie wiecej mówi o pracy aktorki niż najciekawsze recenzje. Nie wiedziałam, że Anita mieszka w Warszawie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
parys
- poziom 4.



Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 2122
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 77 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:36, 16 Paź 2008    Temat postu:

Wreszcie rozmowa o aktorstwie , a nie o "ulubionym kolorze"i wiecznie maglowanych podrózach.
Nie widziałam Anity w żadnej sztuce teatralnej , ale z tych recenzji wynika,że jest doceniana za to co robi na scenie.
Chcialabym zobaczyc jakiś spektakl z jej udziałem, bo ostanio serialowa Lena mnie rozczarowuje.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kasiaw
Administrator



Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 961
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 56 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:00, 16 Paź 2008    Temat postu:

świetny wywiad. Very Happy
dużo mówi o tym. i widać, że to jej pasja. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kasiaw
Administrator



Dołączył: 23 Sty 2006
Posty: 961
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 56 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:23, 17 Paź 2008    Temat postu:

- [link widoczny dla zalogowanych] -
scenariusz odcinka 349 do kupienia.
jest tam autograf Anity, a na kolejnym zdjęciu jest dialog Leny i Witka tylko mało czytelny trochę.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FABIAN2
gaduła.



Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 11687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 122 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:09, 17 Paź 2008    Temat postu:

Czyli w odcinku 349 Lena będzie w Polsce. Very Happy No i rozmowa o Edwardsie. Tak jakby nie mieli innych tematów. Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez FABIAN2 dnia Pią 15:18, 17 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anna Z
gaduła.



Dołączył: 06 Lut 2007
Posty: 10362
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 174 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:50, 17 Paź 2008    Temat postu:

Niedużo się pomyliłam. Sądziłam, że w 350 będzie w Polsce. A to ten odcinek z kłótnią z Orlicką.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FABIAN2
gaduła.



Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 11687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 122 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:02, 17 Paź 2008    Temat postu:

Teledysk mundi
"Witaj/Żegnaj" w reż. Jana Klaty w Teatrze Polskim w Bydgoszczy na Festiwalu Prapremier. Pisze Marcin Kościelniak w Tygodniku Powszechnym.

«"Witaj/Żegnaj" Jana Klaty to rozpędzony teatralny wir. Widz nie ma czasu na zebranie myśli, konsumuje podsuwane przez reżysera danie. Na koniec wszystko to staje mu w gardle.

Materiał spektaklu stanowi wybór kilkudziesięciu krótkich scen z cyklu "365 dni/365 sztuk" głośnej amerykańskiej dramatopisarki Suzan-Lori Parks. Cykl Parks to ciekawy eksperyment. Poszczególne sztuki, różnej maści, objętości, wagi, zapisane na kolejnych kartkach kalendarza - jedna dziennie przez cały rok - tworzą szczególny rodzaj literackiego dziennika. Nietypowy tryb pracy w samo centrum procesu twórczego wprowadza pytania o "porządek", "celowość", "powagę" które rozsadzają cykl od środka: "utwory"? - a może po prostu codzienne sprawunki wpisane i, po wypełnieniu, skreślone z listy? W tym miejscu drogi Klaty i Parks się krzyżują. Klata lubi prowadzić swój teatr na rubieżach tak zwanej dobrej sztuki, na granicy tak zwanego dobrego smaku. Cykl Parks daje możliwość, aby teatralnie wyżyć się i wystrzelać, bez obciążeń i ograniczeń.

To pierwsze wrażenie ze spektaklu: szalonej, bezpretensjonalnej zabawy. Podzielona jak tort na trzy kawałki obrotówka zatrzymuje się. Aktorzy już czekają w pozycjach wyjściowych. Start: odgrywają scenę. Spieszą się: obrotówka ruszy jeszcze zanim wypowiedzą ostatnie słowo. W kolejnym sektorze czekają już inni aktorzy. Ich kolej: stop, scenka, i - znów do przodu. I tak przez trzy godziny. Kilkunastu aktorów wciela się w kilkadziesiąt postaci; grają szerokim gestem, bez niuansów, za to z dużym zacięciem komicznym. Zmieniają peruki, kostiumy- ciągle w biegu. Klata stawia na to, co grube, niewyszukane, absurdalne, wulgarne. Widzowie wtórują wybuchami śmiechu, stopniowo wciągani w wir spektaklu. Po godzinie zaczynamy zastanawiać się, do czego to wszystko zmierza. Po dwóch godzinach - przestajemy zadawać pytania... To pierwsza z pułapek zastawionych przez Klatę. Jego spektakl bombarduje obrazami i słowami, które docierają do widza w strzępach, zaraz wypierane przez kolejne i następne. Na ustawionych po bokach sceny wyświetlaczach bez przerwy przesuwają się napisy: informacje o opadach i temperaturze w różnych miejscach świata, notowania giełdowe, nazwy zespołów i piosenek... Nie zapamiętałem nazwy ani jednego miasta (nie mówiąc o temperaturach). Z trudem mógłbym przypomnieć co najwyżej kilka składających się na spektakl scen. Przedstawienie - skonstruowane na wzór teledysku, z typowymi dla niego gadżetami, m.in. limuzyną oblepioną dziewczynami i chłopakami podrygującymi buńczucznie w rytm sześciu liter - próbuje oddać typowy dla współczesności dramat percepcji, zagubionej w komunikacyjnym chaosie. Tyle że jest to podwójna gra. Pomiędzy jedną a drugą lekkostrawną sceną Klata przemyca olbrzymi ładunek sarkazmu i złośliwości. Wojna, rodzina, śmierć, miłość - nawet nie tematy, a zajawki tematów, nie tyle przedstawione, ile po prostu rzucone na scenę jak teatralne okrawki - obracają się w karykaturę. Ten płaski, groteskowy światek podstawiony jest nam pod nos jak lustro.

Ale to nie koniec. Rozkręcona spirala spektaklu wciąż nabiera tempa, sceny coraz częściej przenikają jedna w drugą, obrotówka coraz rzadziej robi coraz krótsze przystanki. Te same rekwizyty, kostiumy, tematy wciąż powracają, układając się w zagadkowy wzór. Na scenę raz po raz wolno sfruwają jednorazowe reklamówki, smutno, jakby odmierzając czas... To jedno z najbardziej intrygujących miejsc w spektaklu: kiedy bez żadnych deklaracji, a jedynie przez szczególną determinację teatralnej machiny przedstawienie Klaty zaczyna mówić innym językiem. Reżyser idzie tu zresztą za podszeptem Parks. Gdzieś na wskroś jej cyklu przebiega linia nastrojów, obsesji, motywów, które każą myśleć o projekcie Parks jak o swego rodzaju teatrze wewnętrznym. Klata z jednej strony zupełnie lekceważy osobę autorki, wyrzuca ją poza obręb spektaklu. Jednocześnie jednak na swój sposób eksploatuje te miejsca, w których jej cykl jest zapisem intymnym, prywatnym. To decyduje, że spektakl - prosty, czytelny, przewrotny i ciekawy - staje się także dotkliwy.

Aż do końca przedstawienia, kiedy reżyser wykłada karty na stół, trudno to uchwycić. To jak zmiana perspektywy. Teledysk mami, wciąga, hipnotyzuje, ale - wystarczy zrobić krok wstecz i wtedy oko kamery obejmuje kulisy: obrotówka, dymy, dmuchawy, grupka tańczących przebierańców, ludzie biegający wokół... Rozbudowana machina do podtrzymywania iluzji. Żałosny, biedny, smutny teatrzyk. Oto podszewka, którą Klata wyciąga na wierzch.

W ostatnich scenach obrotówka już nie robi przystanków; spektakl rozpada się, aktorzy biegając chaotycznie po scenie zaczynają mówić przez siebie różnymi tekstami: wyłapuję fragmenty Koltesa, Mullera, Szekspira... Cytat o aktorze wychodzącym na scenę brzmi tu szczególnie, jest jak ironiczny przypis - ale wir wciąga wszystko, na takich samych prawach. I za chwilę znowu porządek; na rozpędzonej w najlepsze obrotówce aktorzy - podzieleni na grupy, w sektorach -doskonale zdyscyplinowani, w takt piosenki Laurie Anderson "From the Air" wykonują seryjnie gesty, jakimi stewardzi objaśniają zasady ewakuacji. "This is your captain: were all going down"...

Niesamowity finał. Ścieżką przez chaszcze - słów, gadżetów, obrazów - z opaską na oczach, Klata przeprowadził nas w miejsce, z którego rozciąga się zaskakująco szeroka, klarowna perspektywa. Już nie teatr, a theatrum mundi, w którym opisujący zasadę szybkiego montażu tytuł "Witaj/Żegnaj" nabiera niespodziewanego wydźwięku.

Reżyser umiejętnie uruchomił aktorów bydgoskiego teatru. Spektakl w ich wykonaniu działa jak doskonale naoliwiona machina - płynnie, równo, do tego z ogromną energią. "Witaj/Żegnaj" to godny następca świetnej "Sprawy Dantona" Klaty. Wygrany na wielu emocjach, wciągający widza w wyrafinowaną grę, zapadający w pamięć. A przecież bardzo od tamtego różny, a przynajmniej - dochodzący do podobnych konkluzji z zupełnie innej strony. Teatr Klaty zatacza coraz szersze kręgi, staje się coraz bardziej frapujący. To pewne: Klata jest w formie.»

"Teledysk mundi"
Marcin Kościelniak
Tygodnik Powszechny nr 42
17-10-2008

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Klata w Bydgoszczy obraca króliczka
"Witaj/Żegnaj" w reż. Jana Klaty w Teatrze Polskim w Bydgoszczy na Festiwalu Prapremier. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

«Po obejrzeniu najnowszej premiery Jana Klaty pomyślałem melancholijnie, że w pewnych okolicznościach przyrody nawet to, co bardzo długie, jest zawsze jakoś za krótkie. Trzygodzinny bydgoski spektakl inspirowany projektem Lori-Parks - 365 sztuk na 365 dni roku - powinien trwać 12 godzin albo miesiąc. Bo przecież chodzi w nim o przestrojenie widza, odurzenie go głupotą świata, zrównanie scenicznego badziewia z badziewiem prawdziwego życia. Można było ustawić na sali sofy do leżenia albo stoliki z wyszynkiem, pozwolić widzom wchodzić i wychodzić, czekać, aż coś się zatnie, i patrzeć, co z tego wyniknie...

Jednak Klata nie zaryzykował, jak każdy sprytny mężczyzna poddał się w kwestii długości, inwestując w szybkość i technikę. Na scenie kręci się obrotów-ka z trzema miejscami akcji: łąką z błękitnym niebem, pokojem z rolowanymi tapetami i miękką ścianą w domu wariatów. Między nimi przełazi nieustannie jedenastka aktorów w dżinsowych mundurkach, odgrywając króciutkie etiudy. Gag za gagiem, greps za grepsem. Wulkany śmiechu na widowni. Sam dawno tak się nie bawiłem. Publiczność masowo wysyła SMS-y. Pewnie piszą, że też świetnie się bawią.

Bo jak tu nie lubić przedstawienia, w którym każda scena jest wizualizacją założeń filozoficznych Maksyma i Fiodora z opowiadań Szynkariowa. Fiodor usiłuje wytłumaczyć przyjacielowi alkoholikowi, na czym polega buddyzm zen, a ten mu zawsze odpowiada wiekopomną frazą: "A idź ty na chuj!". Tematykę kolejnych sekwencji da się przecież streścić w krótkich żołnierskich słowach: wojskowi to debile, rodziny z przedmieść poddają się mentalnej masakrze, media są skurwione, hipermarkety sprzedają już naprawdę wszystko. Spadające z sufitu na scenę foliowe reklamówki ilustrują brak świadomości ekologicznej. Jednocześnie Klata jawnie kpi, że też robi w teatralnych odpadach, śmieciach konwencji. "Witaj/Żegnaj" jest popisem reżyserskiej sprawności montażowej, logistyki aktorskich marszrut, kapitalnej wyobraźni choreografa. Podejrzewam, że bydgoski zespół ma niezłą frajdę z grania, nie tyle bluzgają tekstem, ile tańczą z ukłonami, ach, brawa, kwiaty, ogólne szczęście.

Wychodzę z teatru z mętlikiem w głowie. Jan Klata zwariował? Moje poczucie humoru przeszło właśnie w fazę andropauzy? Spektakl startuje w przetargu, kto najładniej ubierze redakcję "Rzeczpospolitej"?»

"Klata w Bydgoszczy obraca króliczka"
Łukasz Drewniak
Przekrój nr 42/16.10.
17-10-2008
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Banalna nienawiść
"Witaj/Żegnaj" w reż. Jana Klaty w Teatrze Polskim w Bydgoszczy na Festiwalu Prapremier. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.

«Pomysł Amerykanki Suzan-Lori Parks był zaskakujący: codziennie, przez cały rok pisać jedną sztukę; powstał cykl "365 Dni/365 Sztuk". Jan Klata w zrealizowanym w Teatrze Polskim w Bydgoszczy "Witaj/Żegnaj" kilkadziesiąt z nich przyciął do rozmiarów miniscenek i rozegrał na podzielonej na cztery części scenie obrotowej. Tematyka zmieniających się w tempie skakania pilotem po kanałach scenek rozciąga się od spotkania szkolnych koleżanek po latach, które z rytualnych pisków przechodzi w licytowanie się na zarobki mężów, przez Bacha i Goulda, którzy, zanim się pokłócą, zanucą wspólnie "Jazdę Walkirii" Wagnera, aż po przywołanie bohaterów Szekspira i nawiązania do antyku. Do tego jeszcze na rozmaite sposoby parafrazowany motyw Odysa - męża i ojca powracającego z wojny do domu.

Całość utrzymana jest w klimacie slapsticku, co jest kontrapunktem do tematu, który Klata odnalazł w banalnych, nie da się ukryć, sztuczkach Parks - agresji jako wszechobecnej i ponadczasowej siły rządzącej stosunkami międzyludzkimi i ludzką cywilizacją. W naszych czasach patos, z jakim wyrzynali się bohaterowie tragedii antycznych czy dramatów Szekspira, zamienia się w chamstwo i wrzask telewizyjnych sitcomów - konstatacja, jaką przynosi "Witaj/Żegnaj", nie ma siły diagnozy rzeczywistości, jaką zawarł Klata w "Sprawie Dantona". Jest raczej popisem jego wciąż wzrastających umiejętności reżyserskich i rzadko spotykanej w naszym teatrze precyzji - tu brawa także dla aktorów i zespołu technicznego bydgoskiego teatru.»

"Banalna nienawiść"
Aneta Kyzioł
Polityka nr 42
17-10-2008


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez FABIAN2 dnia Pią 18:05, 17 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marta
gaduła.



Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 4196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 136 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z głebi serca

PostWysłany: Pią 20:08, 17 Paź 2008    Temat postu:

Aga Ty to przepisujesz czy kopiujesz? Bo jezeli to pierwsze to szczerze podziwiam...

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Anita Sokołowska Strona Główna -> Anita w (mediach) prasie, TV... :) Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 97, 98, 99 ... 194, 195, 196  Następny
Strona 98 z 196

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin